czwartek, 26 grudnia 2019

Muzyczne inspiracje cz.3 Theatre of Tragedy "Aegis" - cd.



Kilka lat temu napisałem już o tym albumie. Postanowiłem jednak mój wcześniejszy wpis nieco uzupełnić.
Kiedyś gdzieś w czasoprzestrzeni dziejów zdarzyła się chwila, kiedy to w moje ręce wpadła odgrywana po raz tysięczny kaseta zespołu Theatre of Tragedy pt."Aegis".
Był zimny grudniowy wieczór, gdy korzystając z okazji, że zostałem sam w domu postanowiłem skorzystać z nietuzinkowych jak na tamte czasy możliwości mojego sprzętu grającego w skład którego wchodził wzmacniacz marki Sharp i kilka mocnych głośników.
Także, gdy już mogłem z mocy mojego wzmacniacza wycisnąć siódme poty wcisnąłem przycisk Play by móc zapoznać się z twórczością norwegów i ich trzeciego longplaya.
Świat wokół zawirował. I tamten dzień po wsze czasy określił co znaczy grać dobry metal gotycki.
Najpierw uderzenie pierwszych taktów w Cassandra. Głębokie uderzenia perkusji i świetna linia melodyjna. Uzupełniające się klawisze i gitara. Melodeklamacja Raymonda stanowiła niesamowite wprowadzenie do tego magicznie mrocznego świata, do którego pierwszy utwór stał się niejako zaproszeniem. Biletem w mrok, z którego nie chce się wyjść. I wtedy to w połowie trzeciej minuty zapoznałem się w najwspanialszym wokalem w historii gotyckiego metalu  - Liv Kristine.
To właśnie w tamtym momencie zapoznałem się z jej sopranowym wokalem, którego jak dotąd nigdy w muzyce metalowej nie słyszałem.
Kolejny na liście Lorelei utrzymany w bardzo podobnym stylu, choć może troszkę szybszy. Ze świetnymi gitarami. Kolejny Angelique dużo wolniejszy. Gitary podobnie jak w Lorelei, choć utrzymane w tempie utworu i rozjechane solówki. Machinalny głos Raymonda i ten hipnotyczny wręcz sopran. Pożniej Bacchante, które zaczyna się od gitar i delikatnego śpiewu Raymonda, by po czasie przejść w bardziej stanowcze gitarowe riffy i złowieszczy szept "...celebration".
Siren wita nas klawiszami i bliżej nieokreślonymi mechanicznymi dźwiękami, by wsekudzie uderzyć mocnymi gitarami i głębokimi werblami. Gitary wyciszają się by pozwolić przejąć scenę Liv, która swoim magicznym śpiewam prowadzi nas kolejną ścieżką mrocznej muzyki.
Jeden z moich ulubionych utworów Poppaea jest następny w kolejce. Świetne wprowadzenie delikatnych gitar, które nestępnie jest poparte mocnym riffem. I śpiew duetu Raymond - Liv. Świetny, melodyjny i szybki jak na ten album utwór utrzymany jednak w klimacie całego albumu.
O ile wszystkie te untory spowodowały, że pokochałem Theatre Of Tragedy na zawsze o tyle kolejny utwór sprawił, że uzależniłem się od tego albumu na zawsze.
Venus zaczyna się od delikatnych uderzeń w pianino, by zaraz zaoferować klawiszowe pejzaże i delikatnie majączącą w tle gitarę. A potem wokal. TEN wokal. W TYCH zwrotkach. Kto słuchał tego utworu wcześniej ten zrozumie. Nikt inny nie. Więc radzę posłuchać, ale ostrzegam - uzależnia!
I na końcu wieńczący całość Aoede.  Transujący gdzieś na granicy jawy i sny, hipnotyczny.
W 1998 roku myślałem, że świat muzyki gotyckiej widział już swoje najlepsze czasy i chyliły się one ku upadkowi. Mieliśmy już za sobą Nighttime Birds The Gathering, mieliśmy VovinTheriona. Wildhoney Tiamat był wspomnieniem. Tymczasem niewielki jak na tamte czasy zespół ze Stavanger w Norwegii pokazał metalowemu światu, że oto jeszcze metal gotycki się nie poddał.
Album do którego wracać warto i trzeba

środa, 11 grudnia 2019

Heretyk

Zbliża się czas, w którym przypominamy sobie, że najważniejszą w naszym życiu jest rodzina. Czas w którym cjrześcijanie na całym świecie będą celebrować czas narodzin Jezusa Chrystusa. Łamać się opłatkiem i składać sobie życzenia, uczęszczać na pasterki i celebrować czas razem.
W tym roku nie będę celebrował religijnej strony tego czasu. Wiele zmieniło się w moim pojmowaniu świata w mijającym 2019 roku. W jakimś sensie jest to dla mnie rok przełomowy. Rok, w którym porzuciłem religię i z podniesioną głową mogę o tym mówić. Będąc indoktrynowanym przez ...dzieści lat nagle zrozumiałem, że najważniejszym jest być szczerym nie wobec tych którzy obiecują, wmawiają lub egzekwują lecz wobec siebie samego. I tego zamierzam się trzymać.
Wierzę w umysł. W nieprzeniknione królestwo myśli, które tak samo potrafi budować jak i niszczyć światy. Wierzę, że ludzkość okłamuje siebie na temat włanej wielkości. Nie umiemy jej unieść.  Okłamujemy siebie każdego dnia. Wbrew nauce, wbrew historii. Jesteśmy śladem na tej plancecie zaledwie kilka minut a uważamy, że powinniśmy czynić ją sobie poddaną. Nadaliśmy sobie etykietę wyjątkowości i tak bardzo lubimy się w nią wpatrywać. Historia ludzkości jest historią zniszczenia i zniewolenia. Historią władzy. Władzy, której według mojego rozumienia atrybutem jest religia. I jako takiej jej się wyrzekam. Mój umysł jest moim własnym kościołem.
Dlaczego?
Kiedyś Fryderyk Nietzsche w swojej książce pt."Tako rzezcze Zaratustra" pisał że słońce które nie miałoby komu świecić nie byłoby tym czym jest. Takie właśnie znaczenie nadaliśmy bogu. Wg mnie ludzkość próbuje od tysięcy lat nadać głębszy sens swojemu isnieniu i dlatego też stworzyliśmy boga, któremu możemy oddawać cześć i na karb którego próbujemy zrzucić wszystko to co nas przerasta. To, że śmierć jest absolutnym końcem wszystkiego tak bardzo nas przytłacza że stworzyliśmy życie duchowe. Nieistnienie stało się zbyt przerażające.
Poza tym religia stała się świetnym narzędziem kontroli. Władza, której zasięgu nie możemy zweryfikować za życia stała się najpotężniejszym narzędziem kontroli na świecie. Obiecywanie wiernym że czeka ich wypasione "życie" doczesne jest naprawdę niezłe. Przykazanie kościelne o tym, że łatwiej będzie wielbłądowi przejść przez ucho igielne niż bogatemu dostać się do raju jest majstersztykiem w dziedzinie okłamywania. W szczególności w erze przepychu decydentów kościoła katolickiego (w Polsce w szczególności).
Religia nie tłumaczy wielu spraw. Zbyt wielu. W zbyt wielu sprawach odpowiedzią jest fakt, że bóg jest mądrością wszeteczną, której my - malutcy tego świata - nie jesteśmy w stanie rozpoznać. A każde kwestionowanie jego decyzji spotka się z ostentacyjnym potępieniem. Ziemskie cierpienia w nagrodę za pośmiertne niebo jakoś mnie nie przekonuje. Jesteśmy ciałem żyjącym tu i teraz. Śmiertelność jest integralną częścią naszego jestestwa. Zmierzamy ku nicości. Im szybciej zdamy sobie z tego sprawę tym lepiej. Nie słuchajmy tych, którzy wmawiają nam byśmy cierpieli w naszym ziemskim życiu w imię jakiejś większej idei i życia po śmierci. To jest ich sposób kontroli. Zróbmy różnicę. Odciśnijmy piętno na naszej trajektorii. Bóg i szatan to człowiek, który nie umie sobie poradzić z faktem odpowiedzialności za swoje istnienie.

Dorosłe dzieci

Był kiedyś taki kawałek zespołu Turbo pt. "Dorosłe dzieci".

Dziś o takich właśnie dorosłych (lub i nie do końca) dzieciach będzie.

Podczas kilku rozmów, które miałem okazję przeprowadzić z różnymi ludźmi z bliższego lub dalszego grona natknąłem się na ten sam problem. Ludzi, którzy wkroczyli w dorosłość i w jakimś sobie jedynie wiadomym celu byli przekonani o tym, że rodzice mają święty obowiązek im pomagać, ponieważ taka jest naturalna kolej rzeczy. Jako, że mój pogląd w tym temacie jest bardzo wyraźny postanowiłem napisać o tym na blogu.
* * *
Niegdyś zaczytany byłem we wszystkim co wychodziło spod pióra prof. Marii Szyszkowskiej. Zapytana kiedyś dlaczego nie ma dzieci odpowiedziała, że wg niej rodzicielstwo nie jest dla każdego. Ona uważa siebie za osobę której rodzicielstwo nie jest pisane. Wychodziła z założenia, że nie chce mieć dzieci, którzy całe życie będą uważali, że to im się coś należy za to że zostali poczęci, a rodzicom nie należy się nic.
* * *
Będąc ojcem dwójki chłopców i będąc sam dzieckiem mam prawo do wyrażenia swojej opinii na ten temat.
* * *
Rodzicielstwo to doprawdy magiczna sprawa. Metafizyka w swej najczystszej postaci. Nagle w pewnym momencie podejmujecie decyzję, że oto nadeszła chwila, kiedy powołacie nowe istnienie na ten świat. Gwoli ścisłości - to rodzice decydują, nie dzieci. Dzieci pojawiają jako efekt decyzji dwojga dorosłych ludzi. Oni w tej kwestii nie maja nic do powiedzenia.
I gdy już nadejdzie ten moment od którego nie ma odwrotu nagle wkracza kolejne istnienie w dotąd zorganizowane życie. I wprowadza chaos. I rodzice próbują się odnaleźć. Zawieracie niepisaną umowę. Dziecko opowiada Ci o świecie takim jakim widzi, ty opowiadasz mu o tym co widzisz ty - jako osoba dorosła. Znajdujecie swoje trajektorie. I nimi podążanie. I nagle okazuje sięe ten mały człowiek, który jeszcze chwilę temu zasypiał w Twoich ramionach posiada osobowość i charakter. Zderzają się światy. Następuję wybuch supernowej. Budzi się do życia kolejny gwiazdozbiór mysłi, przekonań, strachów, nadziei... Dotąd mały promyk światła zionie ogniem niczym smok. Patrzysz na to wszystko i z jednej strony zdajesz sobie sprawę, że oto na Twoich oczach pęka skorupa bezpieczeństwa otaczająca Twoje maleństwo. I tutaj dotykam sedna. Są dwie ścieżki wyboru. Pierwsza - próbujesz osłonić swoje dziecko przed każdym potencjalnym zagrożeniem i martwisz się kiedy nadejdzie kolejne, lub - i to jest ścieżka numer dwa - stajesz na uboczu i patrzysz jak to małe stworzenie potyka się i upada raz za razem, ale nadal stoisz z boku bo wierzysz, że nauka latania wymaga upadków.... 
* * *
Słyszę czasem o "dorosłych dzieciach" którzy zapomnieli, że są dorośli. Słyszę czasem stwierdzenia, od dorosłych dzieci, że rodzice powinni być u ich boku i im pomagać, bo oni sami dopiero co wchodzą w dorosłość. Zawsze wtedy myślę o tym co ja otrzymałem od moich rodziców. Dwie najważniejsze rzeczy, które może otrzymać dziecko od swoich rodziców - życie i wychowanie. Gdyby nie ich decyzja o powołaniu mnie do życia nie uświadczyłbym dziś miliona najwspanialszych chwil w moim życiu. Gdyby, nie silna determinacja w kwestii wychowania nie wiedziałbym którą wybrać ścieżkę. Jedną z chwil, które wspomnę do końca swoich dni będzie moment kiedy znalazlem się na zakręcie trudnych chwil. Otrzymałem wtedy sms-a o treści: "Jesteśmy z Tobą". Nikt nie trzymał mnie za rękę, nikt nie pokazał którą wybrać drogę, za to moja mama wysłała sms-a. Wystarczyło.
Czasem rozmawiając z Olivierem pyta mnie dlaczego pozwalam mu podejmować błędne decyzje wiedząc o tym, że są błędne. Tłumaczę mu wtedy, że chcę by umiał być samodzielny. A samodzielność to umiejętność wyciągania wniosków  z błędów. Nie złapię Cię, gdy będziesz upadał, ale, choć będę odczuwał ból pozwolę Tobie upaść i będę przy Tobie gdy będziesz próbował się podnieść.
* * *
Gdy słyszę o dorosłych dzieciach, którzy mówią, że obowiązkiem rodzica jest mu pomagać mam ochotę powiedzieć, że jego (jej) obowiązkiem jest dorosnąć. A dorastanie to zmierzenie się z przeciwnościami, które życie nam przynosi. Rodzice dorosłych dzieci powinni czerpać z życia garściami te chwile, których nie było dane im skosztować opiekując się dziećmi.

Rozjechał mi się temat, ale myśl przewodnia została zachowana.

Pozdrawiam

piątek, 29 listopada 2019

Edukacja

Rozmawiałem ostatnio z siostrą na temat edukacji generalnie. Jako rodzice edukujących się dzieci jak i ci, którzy nie tak odlegle korzystali z dobrodziejstw systemu edukacji  mieliśmy bardzo podobne spostrzeżenia. Nie były one zbyt pozytywne.
Nasz kochany system edukacji dąży do tego aby zabić w młodym człowieku całkowicie chęć odkrywania świata. Nigdy zresztą nie dążył do autonomiczności. 
W schemacie nie ma miejsce na autonomiczność. Schemat jej nie przewiduje. Schematem jest program wedle którego szkoła ma nauczać.
A na czym właśnie polega owo nauczanie każdy z nas był kiedyś w stanie się przekonać.
Nie jestem specjalistą do spraw edukacji, jednakże wydaje mi się iż z perspektywy człowieka dorosłego mam prawo oceniać wady tegoż systemu.
Po pierwsze primo system jest oderwany od rzeczywistości. Zdobyta wiedza, którą jestem w stanie wykorzystać w życiu codziennym nie stanowi nawet 50% tego czego nauczyła mnie szkoła. W szczególności matematyka (której nigdy nie byłem zresztą wielkim fanem). Mam takie przemożne uczucie i wspomnienie ze szkoły że dzieciaki wpatrzone są w swoje podręczniki z których wykuwają pojęcia aby następnie je zapomnieć. Ukończyłem liceum ekonomiczne, a mam wrażenie że więcej niż przez 4 lata liceum nauczyłem się podczas wielkiego kryzysu ekonomicznego z roku 2008.
Dużo słyszy się ostatnimi czasy o modelu fińskim, który nieszablonowo podchodzi do edukacji. W naszym wspaniałym kraju niestety nie widzę perspektyw do zmiany podejścia do edukacji w najbliższym czasie. Przede wszystkim dlatego, że jako naród nie potrafimy wznieść się ponad podziały po to by osiągnąć dobro wspólne (ale to jest już raczej temat na inny wpis). Co nam pozostaje? Upewnić się, że nasze dzieci będziemy wspierać w takim zakresie jakim tylko możemy. Pała z fizyki nie jest końcem świata dla kogoś kto jest dobrym sportowcem i do fizyki nie ma zamiłowania, a gdy dziecko nie może ogarnąć pierwiastków a woli czytać o historii wpierajmy jego zamiłowania. Wiedza nas otacza. Czasem, gdy mam otwartą głowę i nie jestem dorosłym tak na 100 procent myślę, że warto słuchać dzieciaków - one same nam mówią co jest im potrzebne ;-)
Różnica między twórcą a odtwórcą jest mimo wszystko wielka.

I jeszcze gwoli ścisłości - krytykuję system, nie nauczycieli. Kilku z nich, których spotkałem na swojej drodze była pasjonatami i jako tacy obudzili we mnie ciekawość świata.

piątek, 11 października 2019

Wybór

W najbliższą niedzielę zakreślimy krzyżyk przy nazwisku kandydata, który wg nas powinien reprezentować nas przez następne 4 lata. Chciałbym zaapelować abyśmy wszyscy dokonali roztropnego wyboru.
...
W oparach wspomnień przywołuję pewne lato spędzone z kuzynem (pozdro Adaś) w gospodarstwie mojego wujka. Pamiętam to lato i żniwa nie tylko ze względu na fakt, że spędziliśmy z Adamem całkiem niezapomniane wakacje, ale też ze względu na fakt, że każdego dnia po ciężkim dniu siadaliśmy razem z babcią przy stole i opowiadała nam ona o swoich przeżyciach z obozu koncentracyjnego, w którym razem ze swoimi rodzicami została zamknięta w wieku 6 lat. Większość z tych opowieści były nasycone dziecięcym wspomnieniem, jednak wspominając je dziś był tam duch zniewolenia. Babci w wieku 6 lat została wszczepiona cukrzyca, z którą zmagała się do końca życia.
...
Wiele lat po jej śmieci i śmierci mojego dziadka natknąłem się na coś co diametralnie odmieniło moje myślenie o nich.
Kiedyś natknąłem się na fotografię mojego dziadka ubranego w mundur wojskowy. Obok niego stał z dumnie uniesioną głową jego ojciec a mój pradziadek.
Później natknąłem się na list mojej babci, która opisywała jak jej ojciec uciekł z obozu koncentracyjnego, ponieważ urodziło mu się dziecko i bał się, że hitlerowcy rozstrzelają noworodka, więc zbiegł z obozu nocą biegnąc kilkanaście kilometrów by oddać swoje własne dziecko w opiekę rodzinie, by przed nastaniem poranka pojawić się w obozie.
Ojciec mojej mamy uciekł przed rzezią Ukraińców spod Lwowa. Razem z matką, ojcem i babką. Nim dotarli do miejsca osiedlenia nie mieli kompletnie nic. Jedynie złe wspomnienia, które zostawili za sobą.
Mój ojciec nosił niemieckie nazwisko. Kiedyś postarałem się odszukać przodków, którzy byłi pierwszymi którzy uciekli z Niemiec do Polski. Okazało się że z Niemiec przed wybuchem drugiej  wojny światowej uciekła do Polski moja prababka, która nosiła polskie nazwisko. Ci z niemieckim nazwiskiem już dawno mieszkali w Polsce.
...
W najbliższą niedzielę wybierzemy. Losy naszego narodu są pogmatwane. Nie są jednoznaczne, Tak samo jak my nie jesteśmy jednoznaczni.
Przez pamięć tych, którzy walczyli dla tego abym ja mógł głosować pójdę i zagłosuję w niedzielę. Tym którzy wygrają chciałbym przypomnieć że reprezentują Naród składający się z tych których głosy otrzymali i tych których głosów nie dostali. O obydwie grupy powinni zadbać tak samo.

środa, 11 września 2019

Szacunek

Zbieram się już od dłuższego czasu do napisania kolejnego postu, jednak ilość i jakość pochłaniających mnie zajęć spowodowały, że musiałem odczekać do odpowiedniego momentu, który zjawił się właśnie dziś.
Tematem dzisiejszego postu jest szacunek. Jak zwykle natchnienie do napisania znalazłem w otaczającym mnie świecie. Sytuacje, ludzie, chwile... Gdy otworzymy szeroko oczy ujrzymy wiele. Trzeba jednak nie tylko patrzeć. Trzeba widzieć.

Kilka dni temu miałem okazję do obejrzenia nowego filmu Patryka Vegi pt "Polityka".
Od dłuższego czasu wszędzie go reklamowano, więc i ja dałem się skusić. Okazało sę że dość krzykliwe reklamy były prawdopodobnie najmocniejszą stroną tego filmu. Po zakończeniu seansu poczułem się zażenowany, że dałem się wkręcicć. Film był wg mnie strasznie kiepski - nie było w tym wszystkim ładu, a jedynie zlepek kilku sytuacji które swego czasu były głośnie medialnie z dokręconą mini fabułą. Jedynym momentem wartym pochylenia było ostatnie 5 minut kiedy swój monolog wygłosił Daniel Olbrychski.

Przy filmach zostając. Przypadkiem trafiłem na wieczorny seans w telwizji filmu pt. "Pokłosie". Film z tego co wiem powstał na podstawie książki Jana Grossa o pogromie Żydów w Jedwabnem. Pomijając kontekst historyczny, z kórym ludzie mają problem uważam że film jest świetny. Nie tylko, że gra aktórów jest znakomita, ale może przede wszystkim dlatego, że porusza ważny wątek.
Ludzie żyjący z sobą w jednym społeczeństwie z dnia na dzień stają się śmiertelnymi wrogami. Dla mnie przede wszystkim widoczne było zezwierzęcenie jakie wydobywa z ludzi okrucieństwo wojny. Do głosu dochodzą instynkty.
Jak już wcześniej powiedziałem pomijam kontekst historyczny ponieważ mam małą wiedzę na ten temat.
Film kolejny, który niejako zahacza o temat szacunku. "Fanatyk" z rewelacyjną rolą Ryana Gosslinga. Wczoraj trafiłem na tem film. Był tam fragment kiedy w celu rosacjalizacji grupa skinheadów ma rozmawiać z ocalałymi z wojny Żydami. Staruszek opowiada jak żołnierz nadział na bagnet jego płaczącego synka, który miał zaledwie 3 lata i trzymał go nad jego głową. Krew jego dziecka skapywała mu na twarz. Postać którą grał Gossling atakuje wściekle staruszka, że nie obronił swojego dziecka. I wtedy następuje pytanie "Ile razy w życiu ty byłeś w takiej sytuacji". Jak dla mnie najważniejsze pytanie tego filmu.

EMPATIA.

Brak szacunku jest tym co nas otacza w dzisiejszym świecie. Świecie, który dodam sami kreujemy. Nie szanujemy siebie nawzajem bo mamy inne poglądy polityczne, religijne, ekonomiczne. Narzędziem dzisiejszej debaty jest wyśmiewanie, ubliżanie i oskarżanie.
Obrażamy nawet ludzi, których nie znamy ponieważ należą do tej lub innej grupy. Daliśmy sobie wmówić, że im głośniej tym lepiej dlatego coraz częściej krzyczymy. Zasiano w nas ziarno nienawiści, z którego najpierw wykiełkowały galązki, potem drzewo a teraz mamy całe lasy nienawiści. Nie znam wielu ludzi, którzy choćby próbowali zrozumieć drugą stronę sporu.
Mamy lewaków i prawaków, kiboli i LGBT, PiS i PO, kościół i ateistów, żydków i prawdziwych polaków, komuchów i opozycjonistów.
Pomijając wszystkie etykiety które lubimy sobie nadawać i bez których coraz rzadziej jesteśmy w stanie funkcjonować wszyscy co do jednego jesteśmy ludźmi. I o tym należy pamiętać ponad wszelkiego rodzaju podziałami.
Chyba tylko dlatego, że lubię stać na pozycji nonkonformisty próbuję wyjść poza te nawiasy. Mając swoje poglądy na niektóre tematy jak i spojrzenie na świat trzymam je dla siebie. Oczywiste jest dla mnie, że jeśli ktoś mnie zapyta na temat moich poglądów to odpowiadam, jednak nie ogłaszam każdemu że myślę to czy tamto. Nie uważam również, że mój pogląd na rzeczywistość jest jedyny, prawdziwy i oczywisty. Jeśli religia jest mi obca nie oznacza to, że będę wyśmiewał osoby religijne. Czytałem niedawno na pewnym forum do którego należę, że religia może spełniać rolę moralnego drogowskazu dla określonej grupy ludzi.
Każdy z nas jest inny. Buduje nas kultura, społeczeństwo, otoczenie, historia naszego życia, problemy, które napotykamy na drodze swojego życia, sukcesy, które odnosimy, ludzie których spotykamy jak również ci z którymi przebywamy. Ci, którzy zadają nam ból jak również ci, którzy motywują nas do większych wysiłków. Chwile szczęścia i cierpienia. Miłości i nienawiści. Nie możemy być tacy sami, ponieważ nie ma dwóch takich samych trajektorii ludzkiego życia.
Zanim zatem zaczniemy pluć na drugą osobę, lub wyśmiewać się z niej z racji jej poglądów zastanówny się czy poglądy te nie są wypadkową losów życia, które doprowadziły do tego, że Janusz, Józek czy inna Halina są w tej chwili w zupełnie innym miejscu niż jestem ja, czy ty.
Empatia to uczucie wyższe, które wymaga od nas spojrzenia ponad tym co jest ważne da nas, ae zadania sobie fundamentalnego pytania, które zadano bohaterowi "Fanatyka" - "Ile razy w życiu Ty byłeś w takiej sytuacji".

Pozdrawiam

sobota, 3 sierpnia 2019

Refleksja na sobotę

Czytałem ostatnio książkę, która skłoniła mnie do kilku głębszych refleksji na temat stanu społeczeństwa w obecnych czasach. Oczywiście każde społeczeństwo jest inne, więc moje refleksje dotyczą społeczeństwa świata zachodu generalnie. Konsumpcyjnego społeczeństwa, którego jesteśmy częścią.
Streszczając historię ww książki chodziło o to, że morderca uśmiercał swe ofiary online dając społeczeństwu wybór metody w jakiej ofiara miała zginąć, lub też wybór by ofiara została uwolniona jeśli liczba głosów na dowolną metodę nie uzyska danej liczby głosów. Uzyskiwała każdorazowo. Nawet gdy morderca dał wybór czy ofiara ma zginąć czy przeżyć wygrała opcja uśmiercenia.
Oczywiście jest to fikcja literacka, która nie ma odzwierciedlenia w rzeczywistości, jednakże zadałem sobie pytanie, czy gdyby naprawdę coś takiego się wydarzyło nasze społeczeństwo przedłożyło by empatię nad widowisko. Twierdzę, że wygrałoby widowisko. Być może jestem wielkim krytykiem kondycji społeczeństwa, być może nie umiem znaleźć przesłanek ku temu, żeby myśleć inaczej.
Każdego dnia jesteśmy atakowani krzykliwymi tytułami gazet, banerów z kanałów informacyjnych, "żółtych pasków". Im głośniej tym lepiej. A jeśli już zdarzy się jakaś tragedia media roztrząsają ją przez dłuższy czas. Od dłuższego czasu zauważyłem, że panuje teraz moda na obrzucanie się epitetami, wyzwiskami. Co gorsza, informacja nie musi mieć związku z prawdą. Kłamstwo głośno wykrzyczane niesie się echem w społeczeństwie. Nim zamilknie alternatywna wersja, którą ktoś gdzieś spróbuje położyć na szali zniknie nim ktoś ją w ogóle dostrzeże. Onegdaj będąc nastoletnim fanem death metalu wyznawałem filozofię, że im głośniej tym lepiej. Dziś jako trzydziestokilkuletni fan extremalnej muzy wiem, że muzyka musi przede wszystkim być szczera by do mnie trafiła. Najbardziej szczery szept potrafi mentalnie zakłócić najgłośniejsze kłamstwo. Zdarzy się to tylko pod jednym warunkiem. Mianowicie takim, że damy ów szeptowi szansę być wysłuchanym.
I tutaj przechodzimy do sedna problemu.
Nasze społeczeństwo daje się otumanić krzykom. Nie dostrzegamy już szeptów. Doskonale uświadamiają to sobie ci, którzy sprawują władzę. Nauczyli się krzyczeć tak byśmy byli ogłuszeni.
Tymczasem gdzieś w rzeczywistości istnieją alternatywy, które skutecznie się nam zabiera.
Stosujemy podwójne standardy moralności.
Kilka dni temu podczas przeglądania newsów pierwszą informacją na stronie serwisu informacyjnego było, że gdzieś w jednym z europejskich miast ktoś kogoś zamordował. Tymczasem kilka pozycji dalej, gdzie zazwyczaj umieszcza się informacyjne "zapchajdziury" zamieszczono notatkę o śmierci 2 osób i ranieniu dwudziestu kilku w wyniku detonacji bomby. Pamiętam również że gdy podczas ataku terrorystycznego w Berlinie śmierć poniosło kilka osób media na całym świecie podniosły larum, tymczasem w tym samym mniej więcej czasie wybuchła bomba na bliskim wschodzie która zabiła kilkanaście osób. O tym wspomniano mimochodem, gdzieś na końcu informacji. I tutaj dochodzimy do sedna naszej podwójnej moralności. Życie przeciętnego mieszkańca Kabulu jest warte kilka razy mniej niż życie przeciętnego mieszkańca Berlina. I to my jako społeczeństwo do tego dopuszczamy. Imigranci przybywający do Europy z Afryki czy Bliskiego Wschodu stali się tematem politycznym. Nie raz, nie dwa słyszałem opinię o tym, że to Niemcy podjęły decyzję o tym by wpuścić migrantów do siebie, więc niech teraz cierpią. O tym, że są to zdeprawowani gwałciciele zdążyliśmy już z mediów usłyszeć nie raz. Zapominamy o tym, że tak naprawdę mówimy o ludziach z krwi i kości. O ludziach, którzy porzucili swoje domy, by przebyć tysiące kilometrów w celu bezpieczniejszego jutra. My natomiast odzieramy ich z ludzkiego czynnika i traktujemy jak wstydliwą chorobę. A najbardziej mnie denerwuje, że ci którzy najgłośniej krzyczą o ich nieprzyjmowaniu najczęściej utożsamiają się z religią katolicką. Jest to moje wrażenie nie poparte jakimikolwiek faktami zaznaczę od razu.
Codziennie dajemy się otumanić, omamić. Rezygnujemy z własnej inteligencji, ponieważ "wnioski" są nam serwowane gotowe. Nie musimy już myśleć i analizować więc rezygnujemy. Tymczasem analizowanie i myślenie jest tym co sprawia że jesteśmy ludźmi.
Morał na sobotę jest taki - nie dajmy się zakrzyczeć. Wsłuchujmy się :-)

czwartek, 25 lipca 2019

Białostockie tango

Trzymanie się z daleko od tematów ideologicznych nie jest mi pisane.
A pisanie jest mi pisane więc klawiatura moją bronią.

W związku z natłokiem zajęć tatynych jakoś mi umknęła ta cała białostocka napierdalanka.
To, że umknęła nie znaczy że nie dotarła do mnie po czasie.
* * *
Środowiska prawicowe(!) urządziły regularne wpierdol tym, którzy wydają im się nie tacy jacy być powinni. Obrońcy ojczyzny, narodu, wartości katolickich. Przy okazji najebani i pobrzyblekani w koszulki i szale Jagiellonii.
Może ktoś z moich czytelników przypomni mi w którym momencie żyd z Nazaretu powiedział  o błogosławionych którzy napierdalają innych, albowiem oni są lepsi od napierdalanych. Kiedyś czytałem pismo uznane za katolików za święte i jakoś nie umiem sobie tego fragmentu przypomnieć.
Wiek czyni spustoszenia w umyśle, więc może i jet gdzieś taki fragment.
Może też i Jezus w swoim czasie nie był faworytem i dlatego mówił o miłości bliźniego.
Dużo jego słów było ciekawych i ważnych. Nie tyle religijnie ile etycznie.
* * *
Zauważyłem że niebycie chujem w dzisiejszym świecie staje się niemodne. Pozostanę więc  niemodnym,
Mało mnie obchodzi z kim uprawiasz seks. Więcej obchodzi mnie jakim jesteś człowiekiem i co masz mi do zaoferowania.


poniedziałek, 3 czerwca 2019

Rodzinnie

Niedawno wróciliśmy z długo wyczekiwanego urlopu, który spędziliśmy razem z rodzicami.
Wyjątkowy czas dla nas i dla naszych maluchów. Podczas jednej z naszych wycieczek wpadło mi do głowy, że za wiele na temat rodziny nie pisałem nigdy na blogu, a warto było poruszyć temat. Motorem napędowym była dyskusja jaką przeprowadziliśmy podczas urlopu. Dyskusja dotyczyła tego jak wyglądają dzisiejsze relacje rodzinne a jak wyglądały kiedyś.
Sięgając pamięcią wstecz wspominam czasy kiedy spotkania rodzinne zdarzały się dużo częściej niż dzieje się to dziś. Będąc dzieckiem prawie każde spotkanie z różnych okazji odbywało się w licznym, rodzinnym gronie. Każda okazja do poznania dalszej rodziny była wykorzystywana. Wiele było wyjazdów. Dziś mam wrażenie, że choć dysponujemy nieporównywalnie większymi możliwościami komunikacji to tak naprawdę częstotliwość wykorzystywania komunikacji między nami się zmniejszyła. Zależność wprost proporcjonalna.
Kiedyś podczas przeglądania zdjęć natrafiłem na jedno, które szczególnie utknęło mi w pamięci. Mój dziadek z babcią podczas prac w polu. Zdjęcie niby zwykłe, czarno-białe, jednak niezwykłe zarazem. Zastanawiałem się czy ci zwykli ludzie kiedykolwiek pomyśleli o tym, że wiążąc się razem na dobre i na złe dali początek rodzinie. Nie rodzinie w sensie oni i dzieci, ale naprawdę wielkiej rodzinie. Dzieci, których mieli już mają wnuki. Rodzina rozsiana jest na całym świecie, a wszystko to zaczęło się wtedy, gdy oni postanowili, że będą przeciwności losu zwyciężać razem.
Wiele się zmieniło przez ostatnie 20-30 lat. Nasze życie stało się szybsze i mniej w nim jakości. Dlatego, że żyjemy szybciej i coraz więcej staramy się upchnąć w naszych i tak już poupychanych dniach mamy coraz mniej czasu dla siebie nawzajem.
Myślę, że jest ważne aby pielęgnować nasze relacje rodzinne, ponieważ są one jedną z części składowych naszej osobowości. Bez nich jesteśmy jak drzewo bez korzeni.

sobota, 11 maja 2019

Herezyj część pierwsza




"Ci, którzy zmuszają cię do uwierzenia w absurdy, mogą też zmusić cię do popełnienia nikczemności" (Wolter)


Ważne myśli rodzą się bardzo powoli. Są jak wino. Im starsze tym lepsze. Do ważnych myśli sami musimy dojrzeć. Każdy dzień życia myśliciela zbliża go do celu, którego nigdy nie osiągnie. Bo uprzedzi go śmierć.

Wiele ostatnimi czasy zastanawiam się nad rolą religii w życiu człowieka. Jakie ma zadanie. Jak jest zbudowana. Z czego się składa. Jaka jest jej rola w dzisiejszym świecie. Dlaczego jest potrzebna. I żeby od razu na początku uściślić - nie piszę tu jedynie o jednej religii. Piszę o każdej jednej religii.

Pisząc o religii nie jest łatwo się zdystansować. Jest tak głęboko zakorzeniona w naszej kulturze, że bardzo ciężko jest spotkać człowieka, na którego religia nie miałaby jakiegokolwiek wpływu. Obojętne czy ten wpływ będzie pozytywny czy negatywny. Przez tysiące lat naszej historii religia była częścią składową naszego życia. Stałym elementem systemu w jakim funkcjonowały społeczeństwa.

Religia nie jest stała. Zmienia się. Zmiana ta jest bardzo powolna, ale następuje wraz z upływem czasu. Wydaje mi się, że dynamika tej zmiany ostatnimi czasy bardzo przyspieszyła. Kiedyś dostęp do informacji był bardzo ograniczony, przez co kontrola społeczeństwa wydawała się być duża łatwiejsza. Dziś, w świecie w którym dotarcie do wielu informacji zajmuje kilka sekund funkcja kontrolna religii zdaje się obumierać.

Niektóre religie zmieniają się również wraz z potrzebami wyznających. Instytucje stojące na straży religii głęboko analizują co, kiedy i w jaki sposób zmienić aby zmiana ta nie wypaczyła charakteru religii.

Fundamentalnym pytaniem dla mnie jest to czy człowiek w XXI wieku potrzebuje religii.

Być może pytanie to należałoby zadać w zupełnie inny sposób - czy człowiek w ogóle potrzebuje lub kiedykolwiek potrzebował religii?

Istnieje pogląd, że religia ma pozytywny wpływ na człowieka. Rodzi się on z założenia, że religia wytycza jasny kierunek w którym człowiek ma podążać. System wartości, którym powinien się kierować w życiu. Zbiór praw, których przestrzeganie doprowadzi do otrzymania nagrody jakakolwiek ona będzie. Nie jestem religioznawcą, ale religie które znam nagrodę obiecuję za całokształt życia. Więc po śmierci. Tutaj następuje kontrola całkowita życia. Nie etapowa (ciekawe czy istnieje religia która wyznacza nagrody za poszczególne osiągnięcia lub etapy życia).

Tysiące lat obecności religii na scenie naszej historii sprawiły, że stała się monopolistą w wielu dziedzinach. Ludzie, którzy stoją na straży religii bardzo często próbują ten monopolizm poszerzać i dodawać coraz to nowe obszary na którym religia stałaby się monopolistą. Tysiące lat monopolizmu religii na dane obszary życia sprawiły, że często nie jesteśmy nawet w stanie wyobrazić sobie pewnych sfer życia bez tejże. Niedawno usłyszałem, że atak na polski kościół jest atakiem na polskie państwo. Pomijając fakt, że w przestrzeni publicznej debata polityczna nic wspólnego z debatą nie ma, gdyż jest to monolog wygłaszany przez tego czy owego polityka, w opinii którą przytoczyłem zawiera się kwintesencja manipulacji. Manipulacja jest dziś codziennością wszechogarniającą nasze życie. Nikt już nawet nie próbuje się z nią kryć.

Wracając do tematu - utożsamianie religii z państwem ma za zadanie podkopać jakiekolwiek wątpliwości w stosunku do tej pierwszej. Katolikiem może być któryś obywatel. Polakiem jest każdy (choć i tutaj pewnie mamy rozbieżności - zależy od tego, która strona politycznego sporu się wypowiada).

Jedną ze sfer życia w których religia jest monopolistą jest duchowość. Tutaj panuje kontrola prawie całkowita. Jeśli zadasz komu pytanie czy wierzy, to jest to w naszej kulturze tożsame z wiarą w Boga. Jeśli zapytasz czy wierzy w Boga, to automatycznie w 99% przypadków pytany skojarzy to z chrześcijaństwem (choć pewnie muzułmanin będzie miał inne skojarzenia). Tymczasem bogów na przełomie tysiącleci było całe mnóstwo. Od Zeusa przez Thora, Apollona, całej rzeszy egipskich bogów po Jahwe i Allaha.

Tymczasem duchowość jest wg mnie elementem składowym nas samych. Jest naszą zdolnością postrzegania świata w sposób inny niż zmysłowy. Jakikolwiek ten sposób by nie był. Jednym jest potrzebne bóstwo by swoją duchowość mogli umiejscowić i zobrazować, innym potrzebna jest medytacja, jeszcze innym coś zupełnie innego.

Jest to bardzo ważne, żeby zrozumieć czym jest duchowość. Chyba nie ma dokładnej definicji tego pojęcia ale najogólniej można powiedzieć, że jest to pozazmyłowa zdolność poznawcza.

Zdaje mi się, że przez tyle lat religia władała duchowością ludzkości, bo podjęła się próby zdefiniowania czegoś co dla nas jest tajemnicą, czegoś z czego istnienia zdajemy sobie sprawę, ale nie umiemy w żaden znany nam sposób wytłumaczyć. Kiedyś czytałem taką książkę pt "Etos istnienia" i na końcu był taki poemat o istnieniu, który kończył się słowami: "...to nie jest tajemnica do zrozumienia, tylko do przeżycia".

Jak już pisałem - nie jestem religioznawcą (a szkoda), więc jedyne moje obserwacje mogę opierać na religii, w której ja zostałem wychowany - katolicyzmie.

Nigdy nie umiałem zrozumieć, dlaczego religie nie afirmują życia, tylko śmierć. Dlaczego cierpienie jest wymieniane jako cecha pozytywne. Dlaczego gorliwość wiary jest ceniona bardziej niż wątpliwość. Wszak u zarania dziejów to właśnie wątpliwość pchała ludzkość do przodu. Historia rozwoju cywilizacji to nie jest historia ludzi pokornie chylących czoła, tylko tych dumnie podnoszących głowę, często przeciw temu co uważano za słuszne (Miachiavelli, Da Vinci).

Afirmacja życia i otaczającej nas przyrody powinna być dla nas naturalna. Tymczasem wszelkimi możliwymi sposobami religia stara się wybić nam takie myślenie z głowy. Blogosławieni niech będą cierpiący, albowiem do nich należy królestwo niebieskie. Dlaczego? Błogosławieni cisi, ci którzy się smucą i ci którym ludzie urągają.

Błogosławmy tych którzy nie klęczą, a zamiast tego z podniesioną głową zerkają w przyszłość, błogosławmy tych którzy nie są cisi. Tych, którzy zabierają głos by podnieść tematy ważne. Błogosławmy tych, którzy się nie smucą, lecz słabość swoją potrafią w siłę zamienić.

Błogosławmy ludzki umysł, którego niezmierzony potencjał budował cywilizację. Afirmujmy życie w każdej jego formie.

Religia stanowi doskonałą formę kontroli.

Uwolnienie umysłu nie leży w intencji religii. W jej interesie leży zakucie umysłu w łańcuchy dogmatów.

Dziś mojego ogniwa w tym łańcuchu zabrakło.









czwartek, 9 maja 2019

O ornitologii słów kilka

Nie miałem okazji pisać wiele ostatnimi czasy.
Jakoś się nie złożyło. Powodów było aż nadto, żeby jednak pisać. Zachodzące w mojej głowie procesy myślowe wystarczyły pewnie na kilka postów dziennie, tym niemniej czasem warto jest te myśli obserwować. W którym kierunku się rozwiną. Czy coś przyniosą. Czy są zaczątkiem jakiejś większej rewolucji czy tylko płomieniem, który zgaśnie tak szybko jak się wznieci.
Płomieniem znaczącym ostatnimi czasy stało się obrzydzenie do mass mediów wszelakiej maści.
Do dzisiejszego tematu zabierałem się od dłuższego czasu. Za każdym razem iskrą zapalną był jakiś news podany w telewizji, czy artykuł w internecie, czy cokolwiek związanego z mass mediami.
Dzisiejszy wpis zainicjowany został bezpośrednio przed pasek informacyjny jednej z największych telewizji informacyjnych. Podane zostało do wiadomości, że oto konserwatywny rząd Wielkiej Brytanii dąży do porozumienia z pracownikami.
Teraz szerszy kontekst podanej informacji. Od kilku tygodni w Wielkiej Brytanii panuje impas związany z Brexitem. W parlamencie próbowano kilka razy przegłosować którąkolwiek z opcji porozumienia, która zyskałaby większość. Nie udało się. W związku z tym premier Theresa May zapowiedziała, że będzie szukać ponadpartyjnego porozumienia. Trwają intensywne rozmowy z główną partią opozycyjną - Partią Pracy.
Tutaj właśnie dotykamy sedna nieprzemyślanej informacji podanej przez ów stację. Miast pisać, że konserwatywny rząd szuka porozumienia z pracownikami, powinno podać się informację, że szuka tego porozumienia z Laburzystami. W języku angielskim labour znaczy praca, czyli jeśli ktoś próbuje przetłumaczyć zdanie "Talks with Labours are in progress" to w wolnym tłumaczeniu lub przez jakiś internetowy tłumacz wyjdzie mu że trwają rozmowy z pracami. Po korekcie pewnie wyszło że z pracownikami. Zakładam, że to poeta miał na myśli. Zakładać mogę tylko to, ponieważ konkluduję, że partia konserwatywna nie próbuje zawrzeć porozumienia z jakimikolwiek pracownikami w parlamencie.
Powie ktoś - to tylko drobne przeoczenie. NIE!
Nie, nie i raz jeszcze nie. Z tych "drobnych" przeoczeń zbudowana jest dziś nasza rzeczywistość. Media w dzisiejszych czasach są narzędziem kreowania światopoglądów, wpływania na decyzje, ogromnego wpływu na jakość myśli. Wszystko dzieje się szybko. A przez to niedbale. Jesteśmy  bombardowani milionami informacji każdego dnia. Sensacja goni sensację. W tym zalewie informacyjnej fali nie dajemy rady podołać własnemu przytłoczeniu i rezygnujemy z analizy.
Analiza jest tutaj kluczowa. O ile ma dla nas - ludzkości - znaczenie nasz rozwój, powinniśmy analizować. Wyzbywamy się cechy analitycznej i często przerzucamy tę część odpowiedzialności na nowoczesne technologie. Komputery analizują dziś za nas. Przez to nasz mózg staje się leniwy. Dajemy mu urlop.
Wyobraźmy sobie jak wyglądałaby dziś nasza cywilizacja, gdyby wielkie umysły tego świata podążały zgodnie z duchem dzisiejszych czasów. Czy bylibyśmy tu gdzie jesteśmy bez żmudnej i długotrwałej analizy.
Kiedy pewnego dnia zobaczyłem informację że stolicę Węgier - BUDAPESZ - opanowali strajkujący - pomyślałem, że to zabawna literówka. Fakt faktem, że dla mieszkańców tego pięknego miasta literówka ta była pewnie mniej zabawna. Innego dnia z zainteresowaniem czytałem o nowince technologicznej, by po pewnym momencie z osłupieniem przeczytać, że TYLNIA klapka jest zbudowana z czegoś tam. Nie była to lokalna gazeta, tylko ogólnopolski portal! Takich "ptaszków" widziałem wiele.
Osobiście uważam, że powinna istnieć strona, gdzie takie błędy powinno się uwidaczniać i piętnować. Skazywać na śmieszność.

Przy okazji tylko nadmienię, że jest jeszcze kwestia fake newsów. Z racji tego, że w tym przypadku mamy do czynienia z rozmyślnym działaniem wymierzonym na osiągnięcie określonych celów pozwolę sobie podeść do tematu w innym wpisie.

To byłoby tyle w kwestii mojego płomienia.
Teraz pozwalam mu zgasnąć.

niedziela, 24 lutego 2019

Mrocznie

Krocząc korytarzem myśli natknąłem się na uchylone drzwi.
Mroczno było. Żadnego światła.
Najmniejszego. Nie było strachu. Było dojmujące uczucie beznadziejności.
Brak nadziei. Brak światła.

wtorek, 29 stycznia 2019

Dowód

Gdzieś w dalekich czeluściach łupiny orzecha czają się myśli nieprzezwyciężone. Czasem trzeba dać im upust.
Sytuacja wokół zmienia się z zawrotną szybkością i czasem mając świadomość tej szybkości umiem jedynie obserwować chwile. Przyglądać im się z ciekawością dziecka odkrywającego świat. Machać im na do widzenia.
Świat zmienia się. Nieprzejednana jest ta zmiana na gorsze. Kroczymy z dumnie podniesioną głową ku upadkowi. Nie umiem zrozumieć otoczenia.
Nieprzejednana jest ta zmiana.
Karmimy się nienawiścią i słabością innych sami nie wiedząc o tym, że jest to nasza własna słabość.

sobota, 5 stycznia 2019

2019

Witam wszystkich w 2019 roku.
Pewnie wielu z nas żywi nadzieję na to, że w pewien sposób rok ten okaże się pod róznymi względami przełomowy. Być może i tak się stanie. Aczkolwiek, by dać temu wszystkiemu początek warto po prostu zacząć od małych kroków. Metodą małych kroków dojdziemy do wyznaczonego celu.
Każda droga zaczyna się właśnie w tym momencie.
A wszystko zaczna się od myśli. Tej pierwszej. Przebłysku.
Nie będę podsumował 2018 roku. Patrzę w przyszłość. I w związku z tą przyszłością wiążę pewne nadzieje (pewnie jak każdy z nas). Zatem korzystając z okazji wszystkim moim przyjaciołom oraz czytelnikom tego chaotycznego bloga chciałbym przekazać kilka życzeń:

  • zatopmny się w rzeczywistości - wokół nas tyle inspirujących chwil, zdarzeń, ludzi i widoków że nie potrzebujemy udawanego, sztucznego życia, do którego tak wiele osób ucieka
  • doceńmy drugiego człowieka - gdzieś obok nas zawsze są ludzie, których warto docenić. Rodzice, przyjaciele, rodzeństwo - ci najważniejsi, do rozmów z którymi zawsze będziemy tęsknić, którzy zawsze będą przy nas
  • myślmy - ucieczka od myślenia to trend dzisiejszych czasów. Cywilizacja jest w punkcie zwrotnym. 
  • szanujmy siebie nawzajem - debata publiczna zgniła i powoli przenosi się to już do naszych domów. Nie pozwólny na to
  • szanujmy nasz kraj - żeby moje nie było bardziej mojsze, niż twoje twojsze - Rzeczpospolita na to nie zasłużyła
Najlepszego

Daj sobie szansę

 Miałem zamiar pisać tutaj częściej, ale niestety nie zrobiłem tego iw 224 roku jest to mój pierwszy wpis. Ma to swoje negatywne strony. Za ...