Gdy szarość dnia bezbrzeżnie zjada nasze jestestwo i z ponurą Schopenhauerowską zgodą przyjmujemy na siebie kolejne ciosy od samego siebie gdzieś w przestrzeniach otwiera się szczelina, z której wyziera iskra. Ta mała zdobycz, perła w koronie istnienia, która potrafi zbudzić z kalecznego snu, marazmu.
A gdy już Cię swym niezniszczalnym światłem dosięgnie spojrzysz w lustro Krainy Czarów i widzisz siebie po drugiej stronie. "Tam sięgaj, gdzie wzrok nie sięga, łam czego rozum nie złamie"...
Dzisiejszy post powstał na podstawie przebłysku. Jednej chwili, którą z marnym skutkiem próbowałem zatrzymać przy sobie tylko po ty aby dowiedzieć się że próby są skazane na porażkę. Ale czy aby na pewno?
Czym zatem jest ten przebłysk, ta ISKRA? To nieopisalne przeżycie. Zapierająca dech świadomość wspaniałości istnienia. Esencja Bytu. To moment kiedy nagle zamiera ruch wokół i coś sprawia, że znajdujesz się w środku innej rzeczywistości. Kiedy pokonujesz samego siebie, swą niewiarę i zwątpienie. I jeśli ktoś pomyśli, że oto dokonał się cud i wszedłem z powrotem na ścieżkę wiary, to spieszę wyprowadzić z błędu. Nic takiego się nie stało.
W jednej chwili poczułem jedność z wszechświatem. Poczułem, że będąc jego integralną i nierozerwalną częścią mogę a być może i powinienem kierować się ku temu co być może dziś wydaje się niemożliwe z punktu widzenia racjonalnego. Jest coś innego poza racjonalnym istnieniem. Świadomość. Duch. Iskra. Niewiem i szczerze mówiąc nie obchodzą mnie nazwy. "To co zwiemy różą pod inną nazwą nie mniej by pachniało"
Eterycznie ulotna chwilo trwaj.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz