Zagadnięty
Podczas wczorajszego spaceru z Olivierem zostałem zagadnięty przez dwoje młodych ludzi. Początkowo myślałem, że są Świadkami Jehowy, lecz okazali się Mormonami(!). Młodzież zaczęła przekonywać mnie, że oto moje szczęście jest w zasięgu ręki i wystarczy abym tylko się z nimi spotkał i porozmawiał na spokojnie a będzie mi dane tego szczęścia zasmakować. Ze względu na fakt, że nie lubię kończyć rozmowy (choćby i nachalnej) słowami "bo nie" wdałem się tym samym w krótką dysputę na temat religijności i wiary w ogóle. Nieustępliwi młodzieńcy próbowali dalej mnie przekonać, że wizyta w moim domu byłaby naszym obopólnym zwycięstwem. Poinformowawszy ich, że wiara moja dlatego nazywana jest moją, bo jest immamentną częścią MOJEJ duchowości, a gnoza (jakakolwiek by ona nie była) jest moją gnozą i daną w odczuwaniu jedynie mi. Mam uczulenie na osoby, które wiedzą lepiej ode mnie kiedy ja jestem szczęśliwy. Bóg dał człowiekowi wolną wolę nie po to byśmy byli mentalnymi niewolnikami innych...