piątek, 31 stycznia 2020

3 - Memento Mori

Dziś będzie niewesoło. Tematem dzisiejszego wpisu jest śmierć.

* * *

Nie jestem już pewien dlaczego wpadło mi do głowy, aby zajął się tematem śmierci na blogu. Pewnie wpływ na to miało kilka czynników, które w niedługim odstępie czasu pojawiły się gdzieś na horyzoncie zdarzeń.

* * *

Jak już kiedyś ktoś słusznie zauważył jedynym pewnikiem w naszym życiu jest to, że kiedyś dobiegnie ono końca. Sprawą otwartą pozostaje jedynie w jaki sposób i kiedy to nastąpi. 
Żyjemy jednak w taki sposób jakby ta śmierć miała nigdy nie nadejść. Podświadomie wypieramy z umysłu świadomość tego, że jesteśmy śmiertelni i śmierć może nadejść w każdym momencie naszego życia. Czasem przychodzi w sposób społecznie akceptowalny, czyli w momencie gdy jesteśmy już u schyłku swojego życia, gdzieś w jego późnej jesieni. Nie godzimy się wtedy z nią, lecz jesteśmy w stanie zrozumieć, że oto osoba nam bliska odeszła, gdyż taka jest naturalna kolej rzeczy. 
Jest też ten drugi sposób. Sposób, którego nie możemy zaakceptować.ani zrozumieć. Jest wtedy, gdy bez żadnego poprzedzającego sygnału śmierć nadchodzi nagle. I atakuje życie, które powinno jeszcze trwać. Czasem nadchodzi pod płaszczem choroby, czasem jest to wypadek losu. I znika wszystko. Zostaje niewypełniona próżnia życia. W ułamku sekundy znika cały świat zbudowany z marzeń, planów, nadziei, relacji. I wszystkie te relacje zostają załamane. Niczym żyła nagle znikająca w układzie krwionośnym naszego organizmu tak i życie które przestaje istnieć pozostawia krwawiącą pustkę, choć innego rodzaju.
Spotykałem w życiu śmierć często (choć jest to subiektywna ocena). Mogę nawet stwierdzić, że miała ona niebagatelny wpływ na moją percepcję świata i dorastanie. Odchodzili najbliżsi, bliscy i znajomi. Zostawiali po sobie miliony niedokończonych spraw, niewypowiedzianych słów, niedokończonych zdań. Pozostawiali po sobie puste spojrzenia tęskno wypatrujące nadziei tam gdzie jej już nie było. I niezmierzone rzeki miłości, których wody już nigdy miały nie znaleźć ujścia.
A najgorsze ze wszystkiego było to, że świat w ogóle nie zatrzymywał się nawet na chwilę. Podczas gdy my opłakujemy swoje straty czas mnie do przodu nieustannie i nie ogląda się za siebie. Przeszłość należy do przeszłości. Teraźniejszość jest jedynym czasem, w którym jesteśmy uwikłani. Ma to jednak i swoją negatywną stronę. Mianowicie taką, że oszukujemy się teraźniejszością. Umyka nam świadomość śmierci. A powinna nas motywować do tego byśmy naszą teraźniejszość z szarej pomalowali na kolorowo. Nadajemy duże znaczenie temu, co wyznacza nasze dziś zapominając o jutrze. Kłócimy się o o to co wg nas jest ważne, ale gdy spojrzymy z perspektywy nieuchronnej śmierci natychmiast te wszystkie ważne sprawy zmieniają się w detale. Kłócimy się o rożne rzeczy: o poglądy, o politykę o religie, tymczasem żadna z tych spraw w perspektywie śmierci nie ma żadnego znaczenia. Gdy film dobiega końca nasi polityczni faworyci nie zapłaczą nad nami nawet sekundy. Ksiądz, pastor czy rabin dalej będzie wygłaszał kazania próbując udowodnić świtu że jego religia jest najważniejsza a poglądy zostaną pogrzebane razem z nami. 
Teraz kiedy już zrobiło się tak strasznie przygnębiająco chciałbym nieco rozjaśnić tę nieprzeniknioną ciemność. Każdy z nas ma pewien czas. Nikt nie wie jaki. Ale to w jaki sposób go wykorzystamy zależy w bardzo dużym stopniu od nas samych. Czy wolimy być nieszczęśliwymi, czy szczęśliwymi?
Czy wolimy żyć nienawiścią i urazami do kogoś, kto być może wyrządził nam krzywdę, czy zostawić urazy za sobą i zacząć budować lepsze dziś. Czy wolimy martwić się, że ktoś nie lubi naszej politycznej opcji czy mieć to po prostu głęboko gdzieś i żyć. Wokół nas są ludzie, których światy z naszymi są splątane. Niech oni będą ważni dla nas a my bądźmy ważni dla nich. Bądźmy szczęśliwi teraz i sprawiajmy by inni byli szczęśliwi razem z nami. Uśmiechajmy się razem z nimi. Na smutek przyjdzie jeszcze czas. 
Nie boję się faktu, że kiedyś mnie nie będzie. Jedyne czego się boję, to że nie zdążę wypełnić życia moich najbliższych taką ilością szczęścia na które zasłużyli.


piątek, 17 stycznia 2020

2

Zacząłem oglądać serial pt "Młody Papież. Bardzo ciekawe skonstruowany. Nie jest łatwy, ale ciekawy. Nie porywający, ale ciekawy. Postanowiłem o tym wspomnieć ze względu na to, że ciekawych produkcji jest mało. Nie jestem wybitnym koneserem kina lub telewizji. Dlatego też doceniam fakt znalezienia czasem czegoś innego, ciekawego, świeżego.
Poza tym koncentruję się na liście książek do przeczytania na ten rok. Pierwsza już "pękła" 3 stycznia. "Galeria Umarłych" Chrisa Cartera. Będąc szczerym to jakiś tydzień przed nowym rokiem już czekałem z niecierpliwością aby rozpocząć czytanie. Z Carterem zetknąłem się jakieś kilka lat temu, ale jakoś nie byłem przekonany do jego twórczości. W zeszłym roku postanowiłem dać mu drugą szansę. Zacząłem czytać jego powieści chronologicznie. Tym razem zaskoczyło bardzo. Nie mogłem przestać czytać. Lubię kryminały. Choć czasem myślę sobie, że muszę zróżnicować czytane przeze mnie książki. W sensie, że mniej kryminałów. Idąc tym tropem a także z polecenia przeczytałem "Tatuażystę z Auschwitz". Świetna książka. Czytałem kiedyś "Pięć lat kacetu" Grzesiuka. Troszkę mi ją przypomina. Może charakterystyka bohaterów jest inna. Bardziej dogłębna. Główny bohater balansując na granicy walczy o zachowanie tych resztek godności, na które pozwalają warunki. Walczy też o miłość tam gdzie miłość zdaje się być ostatnią rzeczą o której się myśli. I żywi nadzieję. Polecam. Do przemyślenia.
Ostatnim przystankiem w moim zaczytaniu jest "Przebudzenie. Duchowość bez religii" Sama Harrisa. Nie mogę jednak przebrnąć poza drugi rozdział, więc pewnie na tym przystanku zabawię dłużej. Myślę, że jest to moja wina bo nie umiałem się ostatnimi czasy skoncentrować, a ta książka tego wymaga.

* * *

Życie biegnie. Nie czeka.
Dwa tygodnie temu miałem okazję uczestniczyć w szkoleniu, którym motywem przewodnim było zarządzanie sobą. Prócz tego, że samo szkolenie było ciekawe samo w sobie, to podczas omawiania jednego z zagadnień został poruszony dość ciekawy temat. Osoba prowadząca poprosiła nas o podpisanie się na kartce papieru. Gdy każdy skończył zostaliśmy poproszeni o to samo, lecz tym razem mieliśmy zrobić to drugą ręką. Rezultaty były takie jakie każdy się spodziewał. Osoby praworęczne pisząc lewą ręką nie umiały podpisać się tak dobrze jak zrobiłyby to pisząc ręką prawą. I podobnie z osobami leworęcznymi. Eksperyment ten miał nam zobrazować jak bardzo nasz mózg przyzwyczaja się do utartych ścieżek. Gdy chodzimy jakimś nieprzetartym nawet szlakiem to po pewnym czasie staje on się dobrze widoczną ścieżką a z czasem i drogą. Jedyną widoczną. Podobnie działa mózg. Wyszukuje utartych ścieżek, które zna z przeszłości. Dlatego tak trudno jest przekonać samego siebie do zmiany nastawienia. Trudno wydeptać nową ścieżkę. Pamiętam jak 3 lata temu rozpocząłem swoją przygodę z bieganiem. Na początku było to coś czego z całej siły nienawidziłem. Bardzo dobrze pamiętam, kiedy już przygotowany do biegu siedziałem pół godziny wpatrując się w drzwi a w mojej głowie trwała walka. Umysł podpowiadał, żeby tego nie robić, ale gdzieś tam w dali czaiła się jakaś nowa, dotąd nie odkryta ścieżka. Dziś uważam, że bieganie to doskonała forma wypoczynku. Przede wszystkim umysłowego. Wzbraniamy się przed tym czego nie znamy, tymczasem - tak jak w życiu - czasem podążanie nowym szlakiem otworzy nas na nowe, dotąd nam nieznane widoki, przeżycia i doświadczenia.
Polecam każdemu, kto przeczyta ten wpis zrobić takie ćwiczenie - przynajmniej raz w tygodniu zróbmy coś czego normalnie nie robimy. Cokolwiek to będzie. Pójdźmy do pracy inną drogą, jeżeli słuchasz metalu - posłuchaj klasyki. Jeśli lubisz oglądać telewizję - wyłącz telewizor, jeśli ciągle gdzieś się spieszysz - zwolnij i wsłuchaj się w swój oddech.
Otwórz oczy. Szeroko.
I pamiętaj - życie biegnie, nie czeka.

środa, 1 stycznia 2020

2020

No i zaczynamy kolejną dekadę.
Sprawdziłem bloga i okazało się, że w minionej dekadzie 183 razy wrzucałem swoje przemyślenia na bloga. Nie jest to wiele biorąc pod uwagę, że dekada miała ponad 3 i pół tysiąca dni.
Poza tym "Stan Umysłu" wkracza w trzecią dekadę swego bytowania w przestrzeni i myślę, że może trzeba więcej uwagi poświęcić mojemu miejscu w świecie wirtualnym (o bloga mi chodzi :-)
***
Sprawdziłem kilka swoich wpisów na koniec roku (lub początek następnego) i moje życzenia dla wszystkich są niezmienne:

  • otwórzmy oczy na otaczający nas świat - ten w skali makro. Wokół dzieje się rzeczywistość. Wokół nierzadko stają się rzeczy wspaniałe, jeśli tylko poświęcimy troszkę uwagi by szeroko otworzyć oczy
  • szanujmy się nawzajem - zbyt często oceniamy. W drugim człowieku warto zauważyć przede wszystkim człowieka, nie oponenta. Tak bardzo brakuje mi szacunku w codziennej debacie. W dzisiejszym świecie panuje wirus nienawiści
  • myślmy - zbyt często oddajemy myślenie w ręce ludzi, którzy mówią, że pomyślą za nas. Nikt za nas tego nie zrobi, a jeśli mówi, że tak będzie, to robi to tylko dlatego że w jego (jej) interesie leży sprawowanie władzy i kontroli nad nami
***
Chcę by moja dekada zaczęła się inaczej. Mam pewne wyobrażenie jak. Jestem zdeterminowany by tak się stało, aczkolwiek wiem, że proces zmian nie jest łatwy i kosztuje pewną ilość wysiłku. Fizycznego oraz psychicznego. Czasem jednak trzeba przestać mówić o tym co można, zacząć robić. Trzeba czasem powiedzieć samemu sobie sprawdzam.
***
"Bądź zmianą, którą chcesz ujrzeć w świecie" (Gandhi)

Chwile

Dochodzimy czasem do momentu zwrotnego. Gdzie on się znajduje wie każdy nas. Nagle pewnego dnia w wysokie tony naszego jestestwa uderzy świa...