piątek, 31 grudnia 2021

2022

 Coś się kończy, coś się zaczyna. 

Istnieje niewidzialna trajektoria czasu po której mkniemy aż do momentu gdy nasz płomień zgaśnie.

Niewiem jaka ona jest. Pewnie nikt nie wie.

Jaki był 2021? Subiektywnie patrząc był całkiem niezły. 

Życie składa się z wielu sfer i pewnie w każdej z nich zaszły mniejsze lub większe zmiany. 

NAUKA

Nauczyłem się, aby nie resuscytować relacji, które umierają śmiercią naturalną. Nauczyłem się, że o ile komuś na Tobie zależy i chce podtrzymywać z tobą kontakty to znajdzie na to sposób. A ci, którzy go nie znajdują... coż, życie jest tylko jedno i nawet na ratowanie najbliższych relacji nie warto go marnować jeśli jest to walka jednostronna. Z drugiej strony nauczyłem się, że czasem można na swojej drodze spotkać ludzi, którzy są inspirujący w tym jacy są. Nie trzeba być filozofem greckim, psychologiem lub nawet ekonomistą. Trzeba być szczerym i naturalnym w tym jakim się jest by być inspirować. Jest wielu ciekawych ludzi na świecie.

ŚMIERĆ

Znajduje się taki moment w życiu każdego z nas kiedy przestajemy być. Nasze istnienie się kończy i nic już nie ma. Nie są ważne nasze garnki, kubki, spodnie, sukienki. Nie ma wielkiego "taram" i nie rozlegają się trąby jerychońskie. Po prostu pewnego dnia kończy się nasze życie a świat brnie dalej. Zostaje smutek i żal w sercu najbliższych. Zostają wspomnienia. Ale i one odejdą. Z czasem wszystko umiera. I ten rok nie był inny. Śmierć była sprawiedliwa i w tym roku. Dlatego też życie tu i teraz jest dla mnie najcenniejsze. Wszystkie chwile które spędziłem i spędzić mogę. Wszystkie ważne i ważniejsze rozmowy. Jutra nie ma, wczoraj było i tylko teraz jest ;-)

RODZINA

Zawsza najcenniejsza dla mnie wartość. Relacje rodzinne są czasem dziwne, czasem pogmatwane. Udało się naszej czteroosobowej rodzinie zrealizować pewne plany, o których wcześniej nie przypuszczaliśmy, że będziemy w stanie realizować. Udaje nam się być dla siebie wsparciem przez cały czas w każdej chwili. Uczymy się wzajemnie od siebie. Dzieci dorastają, dorośli chyba też :-) Lubię obserwować moje dzieci. Uwielbiam rozmowy, z moim najstarszym synem. Nie są łatwe. Są wymagające. I dzięki temu inspirujące. Uwielbiam jak mój syn najmłodszy biegnie do drzwi kiedy widzi, że tata wraca z pracy. Uwielbiam uśmiech mojej żony i dotyk jej skóry.

ŚWIAT

Udało mi się dziś wyprowadzić samego siebie z równowagi poprzez wymianę poglądów na temat szczepionek. Kompletnie bez sensu. I tak doszedłem do wniosku, że świat najlepiej smakuje w skali mikro. Skala makro to przesyt. A tu gdzie jest najmniejszy, jest najpiękniejszy. Wschody i zachody słońca, ciepłe rześkie powietrze w jesienny wieczór. Śpiew ptaków za oknem o poranku. Nie dajmy sobie zatruć życia polityką, religią i Covidem. Każdy ma swoje poglądy bo każdy jest sobą. Nikt nie musi być mną. Tylko tyle i aż tyle. 

Życzę każdemu by nasz przyszły rok był przede wszystkim bardziej otwarty. W sensie fizycznym jak i psychicznym. Jak każdy chciałbym, aby Covid nie wpływał na nasze życie aż tak bardzo i by granice zostały otwarte. Zarówno te między poszczególnymi państwami jak i te w naszej głowie.

Peace



sobota, 28 sierpnia 2021

Czy jutro umrzesz?

 Czy moment w którym czytasz ten wpis jest jednym z twoich ostatnich?

Czy jutro nigdy nie nadejdzie? Czy dzień, który uważasz, ze jest nader oczywisty wcale się takim nie okaże. 

Czy właśnie jutro umrzesz. 

Tak ty! 

Dla Ciebie właśnie piszę ten post!

A teraz zróbmy małe podsumowanie Twoich ostatnich dni.

W związku z tym, że jutro umrzesz i nigdy już nie będziesz istnieć zadaj sobie kilka ważnych moim zdaniem pytań.

Pomyśl o tym, kto jest w Twoim życiu ważny. Czy każda z tych osób wie o tym, że jest dla Ciebie ważna. I nie idź proszę na skróty. Nie zakładaj, że wie. Zadaj sobie pytanie czy zrobiłaś (eś) wszystko, żeby te osoby były tego świadome? Czy najbardziej oczywiste wyznanie "Kocham Cię" jest tak bardzo oczywiste? Czy choć raz powiedziałaś (eś) najważniejszym osobom w Twoim życiu, że są dla Ciebie ważne. Czy słowa te zostały wypowiedziane niedawno. Czy zakładamy, że jesteśmy nieśmiertelni i nie umrzemy i nigdy nie mówimy tego co jest ważne. Czy mama lub tata wiedzą że ich kochasz i jesteś im wdzięczny (a) za to co dla Ciebie uczynili. Czy może ich nienawidzisz i musisz to z siebie wyrzucić. 

A może nie umiesz nazwać emocji które w Tobie drzemią i jest Ci wstyd? Czy będzie Tobie wstyd bardziej gdy jutro otworzysz oczy a osoba którą kochasz ich nie otworzy. Czy nie pomyślisz wtedy, że było tak wiele okazji żeby wyszeptać kilka ważnych słów ale nigdy tego nie zrobiłaś (eś). 

Jesteśmy tylko tu i teraz. Wczoraj było a jutro nie istnieje. Kochaj dziś, wspominaj wczoraj. Kończ dzień jakby jutro miało nie nadejść. Doprawdy świadomość śmierci motywuje.


P.S. Podziękowania dla pracowniczki "piątki" za natchnienie ;-)

Aeterna Rebellis

Określamy się. 

Byt nas określa. 

Nasze odbicie w lustrze. 

Określamy siebie często. Czasami takie określenia nadają nam charakter naszego bytu na wiele lat. Być może na całe życie. 

Nie jestem pewien dlaczego tak jest ale istnieją momenty w naszym życiu, które nakreślają scenariusz naszego określania się. Jestem przekonany o tym, że następuje to we wczesnym stadium naszego jestestwa gdy jesteśmy jeszcze młodzi. Gdzieś pewnie w okolicach bycia nastolatkiem. Wtedy to pojawia się w naszym istnieniu wielka niewiadoma dotycząca naszego istnienia i staramy się to na to wielkie pytanie odpowiedzieć w sposób jak najbardziej rzetelny wobec samych siebie. W taki sposób w jaki podpowiada nam wewnętrzny głos. Pewnie duży wpływ na to nasze kształtowanie ma środowisko w którym się wychowujemy. I może mieć wpływ zarówno pozytywny (w momencie kiedy utożsamiamy się z jego wartościami) jak i negatywny (kiedy nasz sprzeciw wobec niego skutkuje próbą odnalezienia alternatywnego systemu wartości)

Wiele wiosen temu określiła mnie rebelia. Z mojego szacunku do rebeliantów nadmienię, że ta moja rebelia wcale nie jest w jakimś rewolucyjnym duchu. Tym niemniej dywagacje na temat zastanej rzeczywistości zawsze skłaniały mnie ku postawie kwestionowania tejże rzeczywistości. Starałem się nigdy nie płynąć z prądem, a raczej pod. Nie z zasady. Z powodu. A powodów zawsze było wiele. 

Pewnie działo się to dlatego, że zrozumienie otaczającej mnie rzeczywistości zawsze było dla mnie ważne. To chyba określa nasz charakter. Jacy jesteśmy. Czasem nie pytamy, po prostu przyzwyczajając się do tego co wokół, a czasem samo określenie "bo  tak już jest" wcale nie odpowiada na pytanie. I wtedy rodzi się w nas wielki pytajnik. Dlaczego? Czy można inaczej? 

I w taki sposób rodzi się alternatywa.

I świadomość alternatywy jest początkiem kwestionowania i tego wielkiego zapytania o nas samych. Zapytania o to co wokół nas. Początkiem określania siebie.

Będąc ojcem mam niespotykaną okazję obserwować to wszystko od samego początku. Gdy dziewięciolatek pyta: "Dlaczego", nie zadowoli się odczepnym "bo tak". Drąży. Tak jak kropla drąży skałę. Nie podda się łatwo. Czeka, poluje. Wyczekuje tego co go określi. I jako rodzic jest to bolesne doświadczenie, gdy trzeba debatować nawet na tematy błahe. Ale gdzieś w głębi mnie czai się ten bezczelny rebeliant, który z uśmiechem patrzy jak kolejne pokolenie kwestionuje to co widzi.

I z upływem czasu pragnę by ten młody człowiek brnął dalej. Nie chcę by było łatwo. Chcę by i jego rebelia pozwoliła mu przeżywać każdą chwilę pełniej i piękniej.


środa, 18 sierpnia 2021

Panta rei

 O przemijaniu dziś będzie słów kilka.

Jak zwykle do napisania postu natchnęło mnie życie. Codzienności, niecodzienności, chwile, słowa, czyny...

"Wszystko płynie" jak powiedział niejaki Heraklit wiele lat temu. Mało to odkrywcze, ale najprostsze stwierdzenia okazują się często być tymi najprawdziwszymi.

Chyba już wcześniej gdzieś na moim blogowisku poruszyłem temat przemijalności. 

Jesteśmy na tym świecie mgnieniem. Całe nasze istnienie sprowadza się do bardzo krótkiej chwili, w której jesteśmy. Człowiek ma taką dziwną tendencję do wyolbrzymiania swojego jestestwa na planecie. Każdy z nas ma tendencję do niezauważania końca naszej drogi. Widzimy początek, ale koniec zdajemy się odsuwać od siebie jak najdalej. Nawet myśli o nim. Żyjemy tak jakby jutro było gwarantowane. Tymczasem jutro może nigdy nie nadejść. 

Często zadaję sobie pytanie czy jestem obecny. Czy tylko udaję. Być może sam siebie oszukuję (bo każdy z nas ma do tego niesłychanie oszałamiające predyspozycje), ale staram się wierzyć w to, że jestem obecny. Tu i teraz. I staram się być obecny w życiu ludzi, którzy stanowią fundament mojego życia. Staram się aby ci, którzy są dla mnie bardzo ważni wiedzieli o tym każdego dnia. 

Niestety ostatnio uświadomiłem sobie, że Panta Rei ma swoje zastosowanie również do najbliższych relacji. Chyba przez bardzo długi czas oszukiwałem siebie, że jeśli zrobię wszystko by utrzymywać relacje z bliskimi osobami to one się nie zmienią. Niestety tak nie jest. Tak jak płynąca rzeka się zmienia, tak samo relacje międzyludzkie ulegają przekształceniu. Możesz próbować postawić tamę na rzece, ale woda powolutku znajdzie sposób by opłynąć. 

Możesz starać się dbać o dobre relacje z bliskimi ci osobami, ale życie płynie i nie jesteś już tam gdzie byłeś X lat temu. Każdy dzień nas zmienia. Każdy zakłada rodziny o które dba i których życie wychodzi na pierwszy plan. Stopniowo relacje ulegają zmianie. Z czasem mogą całkowicie zaniknąć.

Nie będąc tak całkiem do końca pesymistą nadmienię że istnieje szansa na to, że nasze relacje nie umrą w sposób naturalny. Rzeka płynie cały czas ale może popłynął nowym korytem. Od nas zależy czy przyłożymy się do jego budowy czy będzie nam to obojętne.




poniedziałek, 17 maja 2021

13

 Kiedyś, bardzo dawno temu a dokładniej w zupełnie innej rzeczywistości...

Dziś mija dokładnie 13 lat od dnia kiedy ja i moja żona w rozumieniu prawa kanonicznego zostaliśmy mężem i żoną. 13 lat temu przed najświętszym sakramentem przysięgaliśmy sobie, że aż do śmierci. I choć od tamtego dnia wiele się zmieniło chciałbym opisać tu kilka dla nas najważniejszych chwil.

Pamiętam, gdy na molo w Cleethorpes na kolanach prosiłem moją przyszłą żonę, by zgodziła się nią być. Ktoś w oddali klaskał a my wiedzieliśmy, że podejmujemy najważniejszą decyzję w naszym życiu. Pamiętam, gdy powiedziała "tak".



13 lat temu byliśmy parą narzeczonych, którzy być może nie do końca rozumieli ile niebezpieczeństw i przeszkód czeka by się z nimi zmierzyć. Nie do końca rozumieliśmy, że nasze pojęcie miłości jest zgoła inne od tego co przyjdzie nam zasmakować w szarej rzeczywistości. 13 lat temu nie zdawaliśmy sobie sprawy, że wychowywanie dwójki niesfornych chłopców może przynieść nie tylko wiele chwil szczęścia ale i wiele chwil zwątpienia i zmartwień. Nie zdawaliśmy sobie sprawy, że czeka nas szczerze wyboista droga, bez karty ulgowej.

Gdy kupiliśmy nasz pierwszy dom byliśmy wniebowzięci, choć wymagał on niemałych nakładów sił i materiałów.

 Nie byliśmy świadomi, że 16.07.2012 gdy pojawił się nasz pierwszy syn nie będzie obok nas nikogo, kto mógłby wskazać właściwy sposób by zmienić pieluszkę i że nikt nie będzie nam pomagał w nocy gdy on nie będzie spał przez większość czasu w pierwszym miesiącu po narodzeniu. Pamiętam jednak, jak w naszym braku sił rzucaliśmy żarty o 2 w nocy by razem jakoś przez to przejść. Przeszliśmy.

Pamiętam 21.04.2021 gdy snuliśmy plany na temat porodu najmłodszego członka naszej rodziny. Plany, które niecałe dwie godziny później zostały zrewidowane przez rzeczywistość, gdyż Piotrek postanowił nie czekać i pojawił się w łazience zanim przybyła karetka. Byliśmy razem.

Wszystkie nasze małe i duże chwile przeżywaliśmy razem. Zawsze byliśmy dla siebie w pierwszej kolejności przyjaciółmi. Każdy dzień z tych 13 lat byliśmy dla siebie. 

Ktoś kiedyś powiedział mi, że jesteśmy fajną rodziną. Nigdy wcześniej o tym nie myślałem, ale w związku z naszą 13 rocznicą ślubu dochodzę do wniosku, że chyba coś w tym wszystkim jest. Niedawno Olivier stwierdził, że on lubi naszą rodzinę i nigdy nie chciałby się od nas wyprowadzać. 

Jakoś podświadomie jesteśmy zawsze dla siebie. Nie umiemy być inaczej. 

13 lat 

Miłości uczy się całe życie.


piątek, 7 maja 2021

Z przepastnych czeluści rzeczywistości

 Miast pisać częściej zdarza mi się pojawiać coraz rzadziej. Zamykam przeto istnienie tego bloga na odbiór szerszej rzeszy odbiorców. Nie stanowi dla mnie to jednak przeszkody. W ostatnich dniach przekonałem się, że niej  może znaczyć więcej (lub bardziej treściwie)

Podczas kąpieli waniennej wpadłem na pewną myśl. Kiedyś myślałem, że z wiekiem bardziej się zmieniamy. Doroślejemy i zdajemy sobie sprawę, że to co było dla nas ważne wiele lat temu nagle zdaje się być nieważne.

Nie do końca tak jest. Każdy z nas się z zmienia. Stajemy się poniekąd innymi osobami. Z czasem sprawy, które odgrywały dla nas fundamentalne znaczenie już takie fundamentalne nie są. Wydaje mi się, że dorastanie odciska pewne piętno na każdym z nas. Tym niemniej to w jaki sposób kształtowaliśmy siebie przez ostatnie naście lat nie pozostaje bez wpływu na naszą osobowość. Stajemy się tym kim się budujemy. Budowanie siebie zaczyna się w bardzo młodym wieku i już nigdy nie kończy. To jakie mamy fascynacje, zamiłowania, czy zainteresowania w bezpośredni sposób wpłynie na nas w wieku lat ...dziestu. Czy jesteśmy miłośnikami sportu, filmów czy muzyki będzie pewnie na nas wpływało w wieku dorosłym. Mało tego. W pewien sposób te nasze zamiłowania ukształtują nasze "ja" w przyszłości. Naszą wrażliwość, nasze odbieranie świata względem siebie. 

Tyle o przeszłości.

Przyszłość maluje się w kolorowych barwach. Oli stwierdził, że w ogóle nie chce się wyprowadzać od nas nigdy, bo jest mu tak dobrze z naszą rodziną. Na nic zdają się tłumaczenia, że jest to myślenie które ma teraz i pewnie za jakieś 10 lat wszystko się diametralnie zmieni. Pewnie nie ma sensu tłumaczenie 9-latkowi spraw, które będą dla niego ważne, kiedy będzie miał lat 20. Fajnie jednak będzie powspominać takie momenty. 

Piotruś dochodzi do wniosku, że nie chce rozmawiać z nikim, aczkolwiek przypadkiem nauczył się abecadła po hiszpańsku i czytania po angielsku. 

Za oknem mżawa rzeczywistość a w sercu słoneczne nadzieje na jutro pełne niespodzianek. Śmierć czai się za zakrętem. Lubię o tym pamiętać. O tym uwierającym fakcie, że kiedyś każdy z nas przestanie istnieć. Zatem zadaję sobie pytanie czy to co robię dziś będzie wspominane przez moje dzieci jako moment, którego nie będą chcieli zapomnieć.

Doświadczenia ostatnich dni popchnęły mnie jeszcze ku innym przemyśleniom. A mianowicie takim, że nie ma sensu brnąć na siłę w przekonywanie siebie, że utrzymywanie kontaktu z osobami uważane za najbliższe ma jakikolwiek sens jeśli jest to próba jednostronna. Tam, gdzie nie ma wzajemności nie ma również potrzeby. Gdy jedyną potrzebą do odwiedzenia i rozmowy jest potrzeba załatwienia jakiegoś interesu to taka znajomość nie ma najmniejszego sensu. Prócz negatywnej wymowy tego doświadczenia jest jeszcze pozytywne. Myślę, że obstawianie "starych numerów" takich jak szczerość i życzliwość popłaci. Pozbądźmy się toksycznych znajomości z naszego życia. Pozostańmy przy tych, które nas wzmacniają. I wzmacniajmy tych, którzy mają na nas pozytywny wpływ. Kiedyś ktoś powiedział mi, że rodzina jest najważniejsza. To nieprawda. Czasem ludzie, z którymi nie mamy konotacji rodzinnych mają dla nas większe znaczenie niż ci którzy kwalifikują się jako rodzina. Nie ma jednak reguły. Życzliwa osoba pozostanie życzliwą bez względu na to czy należy do twojej rodziny, podobnie w drugą stronę.

Tak sobie czasem myślę, że będąc razem można więcej. W sensie bezinteresownej znajomości.

Bądźmy dla siebie życzliwi. Bądźmy dla siebie nawzajem nie tylko kiedy czegoś potrzebujemy. 

czwartek, 18 lutego 2021

Okiem niedowiarka

 "Czy Bóg chce zapobiegać złu, lecz nie może? Zatem nie jest wszechmocny. Czy może, ale nie chce? Jest więc niemiłosierny. Czy może i chce? Skąd zatem zło? Czy nie może i nie chce? Dlaczego więc nazywać go Bogiem?"

Przypadkiem wpadłem na ten cytat, ale wywarł na mnie piorunujące wrażenie. Abstrahując wszak od stricte religijnych wyjaśnień nie da się go podważyć w żaden sposób. Można zatem śmiało powiedzieć, że jest to fundamentalne stwierdzenie.

Zastanawiałem się ostatnimi czasy nad dwulicową moralnością religii. 

Kilku spraw nie mogę pojąć. Jeśli np. chodzi o walkę o "życie" nienarodzone (czytaj: walkę o płód) to katolicka moralność wyraża się w tym aby za każdą cenę doprowadzić do tego aby każde poczęte dziecko zostało urodzone "w imię walki o dar jakim jest życie" . Nie jest bynajmniej ważne w najmniejszym stopniu jak to "życie" powinno wyglądać. Jeśli po urodzeniu dziecko ma na tyle szczęścia, by móc wychowywać się w rodzinie kochającej to jest ok, jeśli jednak dziecko rodzi się w rodzinie patologicznej bez najmniejszych szans na odniesienie sukcesu w życiu lub chociażby na życie bez przemocy to ma pecha. Walka kościoła o życie kończy się w momencie urodzenia dziecka. Nie widziałem jeszcze biskupa, który tak chętnie zajadle wypowiadałby się o niedoskonałości systemu opieki społecznej i o tym jak dzieci w rodzinach patologicznych są bardzo nieszczęśliwe jak chętnie i zajadle walczy o życie dziecka zanim ono się narodzi. Mam wrażenie, że wraz z urodzeniem dziecka zainteresowanie kościoła się kończy. Walka toczy się więc przez 9 miesięcy, a pozostałe -dziesiąt lat jest już nieistotne. 

Ponadto nigdy nie mogłem pojąć jak duchowi przywódcy, którzy wedle prawa kościelnego nie mogą założyć rodziny dają sobie prawo do wypowiadania się na temat aborcji. Podobnie wypowiadania się w kwestiach wychowania do życia w rodzinie. Jak ktoś, ktoś, kto nigdy nie może założyć rodziny i doświadczyć wszystkiego co się z tym wiąże czuje że ma moralne prawo do wskazywania jaka droga jest najlepsza dla tych, którzy taką decyzję o założeniu podjęli. Nie mając bladego pojęcia na temat codziennej rzeczywistości oraz przeciwności z którymi musi walczyć dwoje ludzie, którzy podjęli wobec siebie zobowiązanie ksiądz jest przekonany o tym, że on ma prawo być ich moralnym drogowskazem nie mając żadnego pojęcia o tym z czym ludzie muszą się mierzyć.

Wracając do kwestii aborcji, to wg mnie logiczne niespójne jest to, że osoby które nie mogą mieć dzieci chcą współdecydować o tym czy przerywanie ciąży jest dopuszczalne czy nie. Całkowicie nie do zaakceptowania jest dla mnie fakt, że bezdzietny kawaler czy panna w wieku lat 70 decydują o tym w jakich wypadkach kobieta w wieku rozrodczym może podjąć lub nie decyzję o przerwaniu ciąży. 

Pozostaje mi tylko cieszyć się z faktu, że ja sam nie muszę podejmować decyzji w oparciu o religijne wierzenia. Pozostaje mi tylko cieszyć się z faktu, że wbrew naukom religijnych decydentów moralność nie jest domeną religii.

Kto Cię obroni Polsko?

Rozmawiałem niedawno z pewną osobą, która przyznała mi, że mieszkając w Polsce powoli zanika miejsce na wolność światopoglądową. Staram się dystansować od tematów politycznych, jednak myślę, że coraz bardzie zbliżamy się do rzeczywistości, o której w najgorszych koszmarach nie śniłem, że znajdzie się moja ojczyzna.

Kiedyś byłem przekonany o tym, że wolność wypowiedzi jest czymś absolutnie oczywistym i niezbywalnym. Być może moje podejście do tej kwestii było naiwne ze względu na fakt, że miałem szczęście dorastać w wolnym kraju. Dorastałem w przekonaniu, że wolno a nawet trzeba krytycznym okiem spoglądać na otaczającą rzeczywistość, gdyż tylko w ten sposób można wywrzeć jakąkolwiek presję na decydentów naszej rzeczywistości by ją zmienić. 

Wierzyłem, choć pewnie niektórzy powiedzą, że naiwnie, że wszystko zaczyna się w naszej niezgodzie. Naszym nieakceptowaniu tego co widzimy i co nas otacza. Wyrażanie naszej niezgody w sposób społecznie i prawnie akceptowalny wydawał mi się czymś całkowicie fundamentalnym. Zawsze starałem się myśleć nonkonformistycznie, nieszablonowo i być kontrargumentem dla większości.

Po wyprowadzce z Polski nigdy nie kryłem się z moim pochodzeniem, gdyż poniekąd czułem dumę, że pochodzę z kraju, który zdołał nieraz udowodnić światu, że pomimo niesprzyjających warunków potrafi powstać nawet z ruin i odbudować się w zawrotnym tempie. Po wnikliwej analizie stwierdziłem kiedyś, że być może moje pokolenie było pierwszym, które nie umiało czuć jakiegokolwiek kompleksu w stosunku do Europy zachodniej, gdyż jesteśmy pierwszym dorastającym w całkowicie wolnej Polsce.

Dlatego chyba tak wielkim szokiem było dla mnie kiedy dowiedziałem się, że ta nasza wolność słowa i wypowiedzi nie jest do końca taka kolorowa. Od dobrych kilku lat widzimy całkowitą zmianę w otaczającej nas rzeczywistości. Początkiem była oczywiście zmiana polityczna, później jednak krok po kroku zmieniała się cała nasza rzeczywistość. Od gwałcie na konstytucji począwszy, którym precedens dała zdaje się poprzednia partia rządząca. Później było zabieranie kolejnych atrybutów wolnego państwa. Od negowania sprawiedliwości układu pookrągłostołowego przeszliśmy do momentu, gdy zwykli obywatele muszą się zastanowić czy mogą wyrażać własne opinie. Stoimy w obliczu wyboru między oportunizmem, który da nam materialną pewność a pragnieniem wyrażania siebie, który może wyzwolić działania mające na celu stłamszenie naszych aspiracji. Tak ja to dziś widzę. 

Aparatczykowatość na usługach władzy.

O jednym nie możemy jednak zapominać. Gdzieś z boku tkwi w nas wzrok. Młody, niepokorny. Ten, który teraz rejestruje, a następnie będzie wyciągał wnioski i być może już za kilka lat wytknie palec w naszym kierunku by oskarżyć. O zaniechanie. Nasze dziś to ich jutro. Historia rozwoju nigdy nie należała do oportunistów. Historia zawsze miała do nich jednoznaczny stosunek.

Nie jest łatwo walczyć z ideologią partyjniactwa, lecz ważne jest żebyśmy umieli naszym dzieciom pokazać taką postawę, której sami byśmy się nie powstydzili nigdy.

A jeśli chodzi o Polskę.

Poradzi sobie. Przeżyje kolejnych liderów, kolejne partie. Przeczeka. I tylko od nas samych zależy jak długo czekać będzie.

wtorek, 26 stycznia 2021

Kłamstwo

 Ostatnio zastanawiałem się nad kilkoma sprawami natury powiedzmy uniwersalnej.

Zastanawiałem się czy jest lepiej żyć w kłamstwie czy może zmierzyć się z prawdą. Nawet jeśli jest ona bolesna i może doprowadzić do upadku tego co uważamy za nasze życie. Czy jeśli było ono zbudowane na kłamstwie, to czy to życie jest nasze? Czy jest prawdziwe. Czy jego podstawy są na tyle mocne, żeby nie zachwiać naszym jestestwem w momencie zmierzenia się z kłamstwem. 

Co stało by się z naszą psychiką, gdybyśmy dowiedzieli się że żyjemy w kłamstwie. 

Czy wątpliwość jest zdrowym elementem, który stabilizuje nasze jestestwo. 

piątek, 1 stycznia 2021

2021

 Wielu z nas chciałoby pewnie zapomnieć że 2020 w ogóle istniał. Obiektywnie patrząc to nie czuję żeby ten rok był dla mnie i mojej najbliższej rodziny jakoś specjalnie zły. 

Udało nam się przejść 2020 w miarę spokojny sposób bez zbędnych perturbacyj. 

Dla mnie 2020 w pewien specjalny sposób pozostanie szczególny. Jest to rok w którym udało mi się zrzucić niepotrzebny balast religii. 

Nie będę w tym  roku robił wielu podsumowań. Globalnie nie był to rok najlepszy. Wiele istnień zgasło na zawsze. Wiele rzeczy które uważaliśmy za coś zupełnie normalnego okazało się tym za czym będziemy tęsknić.

Pomyślmy o 2021.

Niechaj dla każdego z nas będzie rokiem nadzieji na lepsze jutro.

Bądźmy dla siebie.

Śmierć czai się za rogiem.

Żyjmy tak jakby każdy kolejny dzień był tym ostatnim. 

Za chwilę nas nie będzię. Zostanie po nas pył.

Wykorzystajmy niepowtarzalną szansę którą mamy do wykorzystania a które nazywa się życiem. 

Szanujmy się nawzajem. I mówmy o naszych uczuciach tych których kochamy.


Chwile

Dochodzimy czasem do momentu zwrotnego. Gdzie on się znajduje wie każdy nas. Nagle pewnego dnia w wysokie tony naszego jestestwa uderzy świa...