Metal



W 1996 roku działo się wiele. Zarówno w Polsce jak i na świecie. 

Działo się również w moim dotychczas młodym jeszcze istnieniu. W 1996 roku pojawił się Seba. Działo się to w sanatorium uzdrowiskowym  nr 3 w Ciechocinku. 

Seba, który młodemu niewinnemu umysłowi zafundował porażająca jak dla mnie wtedy mieszankę muzyczną. Mój młody umysł znalazł się w matni bez wyjścia. Pojawił się bowiem dźwięk gitary używanej w sposób w jaki dotychczas nie było mi dane poznać. A być może i było, lecz nie był to jeszcze ten czas. Rok 1996 był tym czasem. Seba ze swoim odtwarzaczem kaset stał się muzycznym mentorem do którego pokoju wchodziłem niczym do świątyni. Tam na malutkiej drewnianej półce nad łóżkiem znajdował się zestaw kaset z muzyką, która sprawiła, że moja świadomość muzyczna nigdy nie była już taka sama. Mój natenczas muzyczny guru otworzył przede mną bramy do świata, z którego już nigdy nie wyszedłem. Mało tego, zanurzyłem się w nim i dałem pochłonąć bezpowrotnie.A na imię było mu rock. To wtedy odkryłem i bez reszty zakochałem się w muzyce rockowej. Seba zaproponował mi nie tylko klasykę gatunku w wydaniu polskim, ale poszedł o krok dalej (i być może to był moment zwrotny, a być może jeden z kamieni milowych na mojej drodze rozwoju muzycznej świadomości). Zaproponował mi punk rocka. Być może nie było to najbardziej pankowe z punkowych wydań, ale ziarno zostało zasiane. tych kilkadziesiąt spędzonych w Ciechocinku dni na zawsze zmieniło moje życie.

Podejrzewam, że Seba nawet nie był świadom, że oto wygenerował wyznawcę kultu (oczko).

Po powrocie do domu jak każdy szanujący się 13 latek, któremu odtworzono wrota możliwości do kwestionowania zastanej rzeczywistości przeszedłem totalną metamorfozę. Oto nagle zostałem punkowcem, grungem i co tylko. Ze szkoły podstawowej pamiętam jeden z wybitniejszych pomysłów, który zrodził się w mojej zbuntowanej głowie, a mianowicie w okolicach 6 klasy podstawówki wyciągnąlem co lepsze krótkie spodenki, które natychmiast podziurawiwszy popisałem długopisem z listą kapel, które uznałem za godne noszenia na krótkich spodenkach. Pamietam również, że kadra nauczycielska gminnej szkoły podstawowej w niewielkiej wsi nie była uraczona moim garderobianym pomysłem, co skutkowało częstymi rozmowami na temat wątpliwości do do czystości tejże garderoby. Jako, że co do jej czystości nie miałem żadnej wątpliwości a chodziło jedynie o nieszablonowe podejście do ubioru walczyłem. Z jednej strony reakcja kadry nauczycielskiej była w tej sytuacji niczym gaszenie płomienia benzyną. Dawało mi to więcej siły. Pamiętam jeszcze jedną sytuację, gdy w podstawówce organizowana była mini lista przebojów, która polegała na udawaniu przez gawiedź wykonania jakiegoś utworu. Postanowiłem wykonać z ekipą "Zchn zbliża się" z repertuaru zespołu Piersi. Krytyka kościoła katolickiego w wydaniu polskim przez Pawła Kukiza nie spodobała się jednak księdzu, który miał okazję oglądać występ, i który podczas lekcji religii postanowił uświadomić mojej klasie jakie jest jego zdanie na temat naszych muzycznych wyborów.

Lata mijają a osobowość się rozwija. Gdy coś jest nam bliskie, to naturalnym procesem jest elaboracja w naszych zainteresowaniach. Poszerzanie horyzontów. Podobnie było ze mną. Pamiętam, że gdy odwiedzałem kuzyna jego rodzeństwo miało w półce meblościanki plakat, który troszkę mnie przerażał, ale, który również w jakiś sposób kusił i przyciągał. Cztery twarze długowłosych gości na czarnym tle. Znalazłem podobny obraz na jednej z kaset mojego wujka. A nad nim 9 liter, które miały jak się później okazało zmienić kierunek mojej muzycznej ścieżki już na zawsze. Metallica. Czarny album. Pierwszy krok w strone metalu. Taki jeszcze nieśmiały. Ale zakochałem się po uszy. W mojej dziecięcej wyobraźni miotła stanowiła podstawowy instrument przy słuchaniu każdego kawałka (oczko), Kamień milowy numer dwa. Aczkolwiek nie pamiętam tego czasu tak dobrze jak w przypadku Seby, to jednak mniej więcej tak to wyglądało.

Późna szkoła podstawowa obfitowała w poszerzanie muzycznej świadomości. Nie pamiętam już jak, ale trafiłem przypadkiem na jakieś pirackie wersje Iron Maiden i Pantera. Wpadłem w kolejny krąg otchłani. Do dziś Piece Of Mind i Vulgar Display Of Power to albumy, których słucham od deski do deski.

W podstawówce było nas trzech. Ociosaliśmy się z muzycznego bezkształtu i staliśmy się rockowcami. Przy okazji zawiązaliśmy przyjaźń na całe życie. 

I wtedy nadeszło liceum. Szkoła średnia poszerza horyzonty wielokrotnie. W pierwszej klasie jakoś przypadkiem spotkałem Marcina. Gość z "mojej postawówki", tylko starszy o kilka lat. Znajomość ze starszym gościem gdy jest się w pierwszej klasie liceum jest wiele warta. Bezpieczeństwo w pierwszej klasie liceum nie jest pewne, a taka znajomość daje pewne przywileje, że ci zdrugiej lub trzeciej cię nie "dojadą". Marcin miał jeszcze jeden atut. Słuchał metalu. I chciał się pozbyć kaset zespołu, który jak się później okazało ugruntował moje metalowe serducho. Kat. Marcin potzrebował kasy a ja metalu. Marcin dysponował dyskografią Kata a ja nie dysponowałem kasą. Układ prawie idealny. Trzeba się było poświęcić i rezygnować z fajek lub innych dotychczasowych przyjemności, aby odłożyć 5 złotych na kasetę Kata. Poszło w miarę gładko i po jakimś czasie byłem szczęśliwym posiadaczem "666". Chwilę później pojawił się "Bastard" i " Oddech wymarłych światów". Przerażony początkowo lirykami Romana, szybko dojrzałem do tego że nie umiem bez tej muzyki funkcjonować. 

Liceum pozwoliło nie tylko nabywać nowe perełki muzyczne ale przede wszystkim poznawać ludzi, którym podobnie jak mi muzyka ta była bliska. Poszerzanie muzycznych horyzontów następowało z zawrotną prędkością. Pojawiły się pierwsze koncerty i pierwsze "ekipy". Jeśli słuchałeś metalu to tak czy inaczej trafiałeś na podobnych tobie. Zainteresowania ludzi przyciągają. Tym szybciej im dostęp dożródeł jest bardziej utrudniony.

Słuchałem w środową noc audycji radiowej w lokalnym radiu, która zaczynała się od północy a trwała do 3 rana. Często aby zdobyć wiedzę i nowe nagrania nie szedłem spać przed 3, a w szkole tego samego dnia funcjonowałem na zasadzie przetrwania. Ale było warto. Poszerzałem kolejne horyzonty. No i posiadanie nowych kawałków owocowało wymianami na inne z "ekipą" 

Przed maturą nadeszła reforma edukacji, której szczegołów w ogóle nie pamiętam, ale która poskutkowała tym, że na maturze ustnej z języka polskiego można było wybrać sobie temat i przygotować do niego pół roku wcześniej. Jeden z tematów: "Obraz  swiata w tekstach zespołów młodzieżowych". To był oczywisty wybór o uśmiech losu. Anathema i Closterkeller zdominowały mój ustny polak i uratowały mnie od niechybnej porażki, którą starał się zafundować mi Mikołaj Sęp-Szarzyński i jego niepokoje metafizyczne.

Już jakoś pod koniec podstawówki stwierdziłem, że chcę wiedzieć więcej niż tylko słuchać. Z racji że większość zespołów ówczas przeze mnie hołubionych śpiewały w języku angielskim naturalnym było dla mnie żeby tym językiem się zainteresować. Miało to swoje niebagatelne znaczenie, co okazało się w gdy zew wolności powiódł mnie do ojczyzny metalu, bowiem okazało się, że osłuchany z językiem lepiej niż przypuszczałem...

Scieżka, która od samego początku prowadziła w jednym kierunku. W kierunku nieokiełznanego mroku i szaleństwa. W kierunku metalu.

Zastanawiałem się przez dłuższy czas czy w ogóle napisać ten post. Gdzieś w głebi temat krążył jednak dłuższy czas. Kiedy kilkanaście lat temu koleżanka z pracy zapytała mnie czy "jeszcze nie wyrosłem z metalu" mój umysł nie był w stanie pojąć tego zlepku słów wyrażonego w zdaniu pytającym. Do dzisiejszego dnia nie potrafię pojąć znaczenia tych słów. Bo jakże można wyrosnąć z własnej tożsamości? Bo tym właśnie jest bycie metalem. 

Nie da się jednoznacznie określić samego siebie, podobnie jak nie da się określić bycia metalem. 

To z jednej strony świadomy wybór, z drugiej opętanie (oczko do całej różąńcowej braci). 

Kto nigdy nie poczuł tego dreszczu emocji nie będzie w stanie zrozumieć.




Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Na początku zrozum, że umierasz

Straty