out of hell... once again
siema! po dłuższym milczeniu spowodowanym lenistwem umysłowym tudzież pracą fizyczną postanawiam poodkurzać tutaj troszkę.
przemyślenie na dzisiaj jest takie że każde nawet największe piekło ma gdzieś swoje granice. trwając w piekle myślimy, że stan ten jest permamentny, wydłuża nam się w nieskończoność, aczkolwiek każdy stan ma swój koniec. życie składa się z etapów. każdy etap z osobna ma takie czy inne nacechowanie. razem tworzą całość, lecz nie całość nie jest i nie powinna być nacechowana. dzielmy na etapy! anyway - the hell is over
Komentarze
Prześlij komentarz