Przyglądam się upadkowi i nie jestem w stanie wykonać żadnego nawet najmniejszego gestu. Oglądam upadek z pozycji widza, gdy cała okoliczność woła (lub wręcz wykrzykuje mi prosto w twarz), że jestem częścią odsłony tego dramatu.
Tymczasem ja znieczulony swoją biernością mogę tylko biernie analizować sytuację, która się rozgrywa na moich oczach...
Zastanawiam się ilu z nas miało w swoim życiu moment kiedy biernie przyglądając się ponuremu spektaklowi życia śniło o tym by mieć wpływ na dalsze koleje losu mając pełną świadomość, że rzeczywistość kpi z naszych pragnień w sposób tym bardziej przytłaczający im bardziej oszukujemy się iż mamy realny wpływ na jego koleje.
Gdzieś w oddali majaczy sen o potędzę naszego jestestwa lub też tym czym karmiono nas przez wieki o naszej nadzwyczajności. Tymczasem zachodzące słońce w bulwersujący sposób uświadamia mi, że czeluść naszej maleńkiej bezużyteczności rozszerza swoje źrenice gdy tylko upadamy po raz kolejny.
Czekam, czekam, Czekam... Kroplą drążę kamień. Niepomny słów,
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz