czwartek, 10 sierpnia 2017

W biegu część 2 - motywacja

Postanowiłem kontynuować temat.

Dziś będzie o motywacji.

Natchnął mnie artykuł, który przeczytałem już jakiś czas temu w jednym z blogów na temat biegania.
Często, gdy rozmawiam z ludźmi na temat diety, redukcji wagi i tego typu rzeczy dowiaduję się, że każdy chciałby zrzucić parę kilogramów, ale w momencie gdy zaczyna się temat wysiłku na tym temat się urywa. Całkiem niedawno rozmawiałem z jednym kolegą, który chciał aby mu poradzić w jaki sposób może zrzucić kilka zbędnych kilogramów. Powiedziałem mu, że najprostszym sposobem jest zaadoptowanie do trybu życia jaki prowadzi troszeczkę wysiłku, lub może raczej wydatku energetycznego. Chodzi o to aby aktywność fizyczna zaczęła się od najprostszych rzeczy. Nie trzeba wcale być maratończykiem aby powalczyć o wagę. Trzeba natomiast rozruszać organizm za pomocą małych kroków.
Temat urwał się tak szybko jak szybko się zaczął. "Nie, to nie dla mnie"  usłyszałem od ów kolegi. "Kiedyś próbowałem troszkę biegać i po kilku razach się poddałem, bo nie chciało mi się przeciążać organizmu". Zrozumiałem go.  Nie można nikogo do niczego zmuszać, jednak kilka dni po przeczytaniu artykułu na wspomnianym blogu pojąłem pewną oczywistą oczywistość.

Nikt nie budzi się rano z myślą, że tego właśnie dnia wykończy sobie organizm. Nikt - wierzcie mi - naprawdę nikt nie cieszy się jak dziecko na myśl, że za będzię miał możliwość obciążania energentycznego własnego organizmu. Podejrzewam, że nawet Ussain Bolt kiedy wstaje każdego ranka musi przezwyciężać w pierwszej kolejności własne słabości by móc dalej trenować. I o to właśnie w tym wszystkim chodzi.

Nasz organizm jest jak armia - głównym dowódcą jest mózg, naczelnym generałem który jest odpowiedzialny za wdrażanie rozkazów tegoż dowódcy jest ciało, które ma pod swoimi rozkazami biliony komórek (szeregowych?).

Nasz umysł jest tak skonstruowany by podejmować decyzje, które pozwolą przetrwać w każdych warunkach. Wobec tego wydatek energetyczny nie leży w jego interesie. Powszechną wiedzą jest, że podczas wysiłku fizycznego uwalniają się endorfiny czyli hormony odpowiedzialne za poprawienie nastroju i uczucia radości. Są one wytwarzane podczas wysiłku fizycznego jako swoista rekompensata organizmu za tenże wysiłek.

Sztuka polega na "oszukaniu" umysłu. Przekrzyczaniu go, albo może "przepowiedzeniu mu do rozumu" ;-) Gdybym miał zliczyć ile razy po porannym przebudzeniu wpatrywałem się w buty do biegania i zastanawiałem  się czy dam radę to pewnie wyszło by mi jakieś 99 procent wszystkich moich biegów. Umysł jest na tyle sprytny, że stara się łapać każdej możliwości by przekonać cię, że nie musisz: "Za zimno", " Za ciepło", " Za ciasne buty", "I tak się dobrze czuję, po co mi to" i pewnie miliony innych powodów by tylko nie podjąć tej zgubnej dla energetycznego ministerstwa decyzji.

Sęk w tym, że gdy już ta decyzja zapadnie, to zadowolenie jest wprost proporcjonalne do czasu jaki upływa na treningu. A to za sprawą endorfin. Podobno niektórzy naukowcy twierdzą, że endorfiny w organizmie działają na zasadzie przypominającej narkotyk,...tyle że bez narkotyków :-)
Jest w tym coś, ponieważ nie raz doświadczałem czegoś na zasadzie euforii po udanym biegu.

Chciałem napisać ten post, ponieważ uważam, że wielu ludzi, którzy zaczynają swoją historię z aktywnością fizyczną uważa, że dotyka ich ta "wewnętrzna walka", bo są świeżakami  i ukrywają się z tym. Nie! Każdy toczy swoją małą wojnę każdego razu, gdy przychodzi czas decydowania o wysiłku. Każdy. Różnica polega na tym, że Ci którzy robią to już od dłuższego czasu są łakomi tego uczucia, które doznajesz po dobrze wykonanym teningu. To zadowolenie, które przychodzi, gdy po raz kolejny udowadniasz sobie jak wiele jesteś w stanie dokonać jest cenniejsze niż kilka chwil więcej spędzonych z rana w łóżku.

Pozdrawiam

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

31.12.2023

  Zaniedbałem to miejsce. W mijającym 2023 roku wiele się działo. Czy więcej niż w roku poprzednim niewiem. Coś  miało wpływ na to, że moja ...