wtorek, 18 lutego 2020

6 - O emigracji

Dawno temu podjąłem decyzję o tym, że wyjadę z kraju i podejmę pracę w jednym z krajów Unii Europejskiej. W Wielkiej Brytanii mianowicie.
Gdy wyjeżdżałem myślałem, że oto za mną zostaje całe moje dotychczasowe życie. W jakimś sensie tak właśnie było. Pozostawiałem dom, rodzinę, znajomych i wspomnienia. Ruszałem do miejsca, którego nie znałem. Zamieszkałem u ludzi, których kompletnie nie znałem. Nie mieliśmy z sobą nic wspólnego prócz dachu nad głową. Ciężko było mi nawet myśleć o tym, że oto grubą kreską oddzielam to co było od tego co będzie. Czasy były zupełnie inne. Komunikacja nie była tak łatwa jak jest teraz, więc pierwsze swoje połączenie z rodziną wykonałem dopiero miesiąc po przyjeździe.
Niewielu ludzi było przyjaźnie do siebie nastawionych. To było chyba coś co mnie kompletnie zaskoczyło i poniekąd zszokowało. W miarę upływu czasu zrozumiałem, że tak naprawdę wszyscy znaleźliśmy się w podobnej sytuacji - w obcym kraju, w obcym miejscu, wielu z nas kompletnie nie znający języka w takim stopniu by normalnie funkcjonować i dlatego też ta wrogość stanowiła swego rodzaju wyraz instynktu przetrwania, który włączał się automatycznie w każdym z nas.
Wiele widziałem sytuacji.
Lata mijały i sytuacja zaczęła się zmieniać. Początkowo moje powroty do domu były naturalne. Później stopniowo zacząłem być postrzegany przez ludzi, którzy mnie kiedyś otaczali jak ktoś już nie do końca swój. Czułem, że to był początek zmiany mojego statusu. Im więcej lat na emigracji tym bardziej "odklejałem" się od polskiej rzeczywistości i bardziej asymilowałem z angielską. Z czasem zauważałem coraz większe różnice. W ludziach, w otoczeniu,a przede wszystkim w samym sobie. Pewnie jest to kwestia dojrzewania, że człowiek widzi świat inaczej. Moje dojrzewanie było jednak naznaczone zmianą kraju zamieszkania i myślę, że odcisnęło to naprawdę wielki wpływ na to w jaki sposób dojrzewałem oraz kim teraz jestem.
Rozmawiając z jedną znajomą na temat emigracji doszedłem do wniosku, że jesteśmy pokoleniem "pomiędzy". Ci, którzy wychowywali się w Polsce. Znają zwyczaje, obyczaje, kulturę, historię, itd. z własnego doświadczenia. Nasze dzieci będą być może (każdy wychowuje swoje dzieci wg własnych wzorców kulturowych i nie jest powiedziane, że będzie przekazywał to czego doświadczył w młodości) znały te obyczaje z opowiadań. Nawet jeśli usilnie będziemy pragnęli stworzyć takie same środowisko dla wychowania naszych pociech to już niestety nie jest to możliwe. A my - ci "pomiędzy" nie jesteśmy i nie jest też możliwe że kiedykolwiek będziemy tak w stu procentach Anglikami, ale też nie do końca jesteśmy Polakami. Im więcej czasu mija mi na emigracji tym bardziej widzę różnice pomiędzy dwoma krajami. Chociaż, nie tyle je zauważam o ile zaczynam rozumieć.
Jest wiele czynników, które wpływa na to jak postrzegamy życie na emigracji. Praca, środowisko, znajomość języka, wychowanie by wymienić tylko kilka z nich. Często widywałem ludzi w tej emigracji uwięzionych. Ludzi inteligentnych, którzy nie umiejąc wyrazić swojego punktu widzenia w nowym języku czuli się sfrustrowani. Uwięzieni w pracy, w której nie mogli realizować swoich ambicji, w szczelnie zamkniętych społecznościach, gdzie nie ma miejsca na wymianę kulturową.
Nie znaczy to jednak, że emigracja to tylko negatywne skojarzenia. Znam przykłady ludzi, którzy swoją determinacją i wiarą w ostateczny sukces pokonywali większość przeciwności losu i dążyli do celu który sobie obrali. I ostatecznie ten sukces osiągnęli. Jakikolwiek był jego rodzaj i rozmiar.
Łatwiej jest gdy uda się ostatecznie zbudować dom. Nie tylko w rozumieniu miejsca, ale przede wszystkim ludzi.
Emigracja emigracji jest bardzo nierówna. To co było motorem napędowym do podjęcia decyzji o wyjeździe bardzo wielu rodaków po 2004 roku a więc, gdy wstąpiliśmy do Unii Europejskiej był czynnik ekonomiczny. Podejmowaliśmy ryzyko ponieważ szukaliśmy lepszego, łatwiejszego życia.
Wielu z nas mierzyło się z trudnościami jakich często osoba postronna nie jest w stanie pojąć. Podobnie to działa w drugą stronę. Wielu ludzi decydowało się wrócić do kraju ponieważ ich obraz Polski sprowadzał się często do urlopu na którym przebywali. Sam się na tym kiedyś złapałem. To takie oszustwo punktu, w którym się obecnie znajdujemy. Będąc na urlopie i odwiedzając znajomych lub rodzinę towarzyszą nam przyjemne uczucia. Urlop się kończy i wracamy do domu. Tymczasem rzeczywistość urlopu od rzeczywistości dnia codziennego diametralnie się różni. Codzienne życia to walka. Raz bardziej a raz mniej udana. Czy to w Polsce czy gdziekolwiek indziej.
Pisząc o tym, że emigracja emigracji jest nierówna miałem na myśli, że falą emigracji po 2004 roku powodowały zupełnie inne pobudki niż emigrantom z czasów np. komunizmu. Nie tylko były to inne pobudki ale sytuacja była o wiele bardziej dramatyczna. Nierzadko zostawiali oni rodziny na całe lata bez kontaktu. Podobnie po wojnie.
Słuchając czasem komentarzy dotyczących emigrantów uciekających z Syrii lub innych krajów dotkniętych konfliktem zastanawiam się czy ja też jestem tak postrzegany. Chciałbym być dobrze zrozumiany - nie przyrównuję moich losów do losów tych ludzi - myślę generalnie o ludziach, którzy przybywają z innego kraju w poszukiwaniu stabilizacji i bezpieczeństwa. Łatwo oceniać nam ludzi nie wiedząc zbyt wiele na ich temat.
Temat jest zbyt długi jak na jeden wpis, wić myślę, że wrócę pewnie do tego wątku za jakiś czas. Chciałbym porozmawiać najpierw z innymi ludźmi jakie są ich przemyślenia na temat emigracji.

Pozdrawiam


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Brak

Czasem brak jest również treścią. Czasem milczenie potrafi krzyczeć.