piątek, 29 października 2010

Byc Jozefem K.

Nigdy nie czytalem Kawki, aczkolwiek jeden z jego bohaterow jest bodajze moja najulubiensza postacia fikcyjna ( a moze realna?). Jozef K. wpadl w tryby machiny, ktora nigdy nie pochyla sie nad czlowiekiem ale sama nad soba.
Mialem niedawno nieprzyjemnosc zalatwiania spraw z firma ubezpieczeniowa osoby ktora spowodowala wypadek w ktorym zniszczeniu ulegl moj samochod. Bylem naiwny myslac ze w demokratycznym panstwie pasozyty w wydaniu instytucjonalnym maja prawo żerowania na jednostce aczkolwiek rowniez podlegaja przepisom i sankcjom w przypadku ich lamania. Po przeciagajacym sie procesie uznania mojej szkody zaczalem miec nadzieje juz nie na stosowanie sie calkowite do przepisow ale na ich nieznaczne naginanie przez Towarzystwo Ubezpieczeniowe. Jakiez bylo moje zdziwienie, gdy dostalem decyzje z ktorej wynikalo iz owszem dostane odszkodowanie ale nie za duze poniewaz samochod byl wart xxxx (1/3 wartosci rynkowej). Poczulem sie jakby ktos naplul mi w twarz i powiedzial: "Popatrz! pada". Po raz kolejny zostalem Jozefem K. z cala ta machineria dzialajaca juz nie obok mnie ale na mnie. I co pozostalo. Listy, prosby, sad i czas ktory mija nieublaganie. Wiem, ze uplynie sporo czasu zanim cokolwiek sie rozwiaze, nie to jest wazne. Najwazniejsze jest dla mnie to, ze w zderzeniu z instytucjami jestesmy bezradni jak dzieci. To jak walka z wiatrakami. To inny swiat. Matrix.
Mysle, ze jest nas - Jozefow K kilka miliardow.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Daj sobie szansę

 Miałem zamiar pisać tutaj częściej, ale niestety nie zrobiłem tego iw 224 roku jest to mój pierwszy wpis. Ma to swoje negatywne strony. Za ...