W oddali rozbrzmiewa szum wzburzonych fal. W podmuchu zimnopopołudniowego wiatru czuję Twoją obecność i wspominam każdy szept. Rzucony niczym oskarżenie w przestrzeń. Bez punktu zwrotnego. Bez wartości... Lodowata samotność naszego współistnienia naznacza mrocznym piętnym każdy zakręt który pokonaliśmy bez słów.
Cisza jest sztyletem, który zataczając coraz to większe kręgi w mojej duszy powoli beznamiętnie pozbawia mnie istnienia.
Jestem połamany, jestem zgięty
W zamkniętym cierpieniu naszego braku.
Jestem tym czego w sobie najbardziej nienawidziłem kadego dnia. Krwawą drobiną pyłu istnienia.
Czyśćcem za życia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz