poniedziałek, 29 sierpnia 2016

Niedzielni rodzice

Jakoś zawsze tak mi się udaje zaczerpnąć inspirację z chwil najmniej spodziewanych, zwyczajnych, niewielkich - i tak było w przypadku dzisiejszego postu.
A o czym on będzie - jak sama nazwa wskazuje o rodzicach niedzielnych, czyli takich od przypadku, od święta, nie zawsze...
Na przestrzeni czasu ewoluowało w społeczeństwie naszym pojęcie związku, lub czasem też małżeństwa. To, co kiedyś dla naszych rodziców było nie do pomyślenia, dla nas staję się normą i zwyczajem. Jeszcze 20 lat temu odsetek rozwodzących się małżeństw był zgoła niższy od tego, który mamy teraz. Poza tym społeczna presja była niewyobrażalnie większa niż teraz. Nie do pomyślenia było kiedyś, że w pewnym momencie naszego związku zdecydujemy o tym, że to co było dla nas kiedyś najważniejsze już takie nie jest. Nie do pomyślenia było, że z dnia na dzień można stracić fundament na którym budowało się całą przyszłość.
Świat popędził do przodu. To co kiedyś było poza zasięgiem naszego postrzegania dziś jest na porządku dziennym. Czy jest to kwestia naszego podejścia do życia, w którym wszystko wokół musi spełniać nasze oczekiwania, bo jeśli nie to trzeba wymienić na nowe? Nie wiem.
Są jednak osoby, które w tym całym zawirowaniu wypadkowej światopoglądów i znaku czasu są zagubione bardziej od innych.

Dzieci.

Bodajże one płacą największą cenę za naszą niedojrzałość. Oczywiście związek może nie przetrwać próby czasu. Dorosłe osoby w punkcie zwrotnym swojego życia mogą dojść do wniosku, że oto nadszedł ten moment w którym uświadamiamy sobie, że tak naprawdę z tą drugą osobą bardzo niewiele nas łączy, lub raczej więcej dzieli niż łączy. Dzieci jednak chcąc niechcąc tę próbę czasu muszą przezwyciężyć. To na nich spoczywa największa odpowiedzialność połączenia dwóch rozerwanych cząstek i próby połączenia ich w taki sposób, by świat nadal był dla nich zrozumiały. To właśnie dzieci muszą za pomocą swoich umiejętności połączyć dwa najważniejsze elementy swojego istnienia w taką konstelację, która tylko dla nich będzie zrozumiała i na której fundamencie będą dalej mogły budować swoje małe światy.
Tak mi się przypomniała teoria efektu motylu, która mówi, że trzepot skrzydeł motyla na jednym krańcu kuli ziemskiej może wywołać huragan na drugim krańcu tejże kuli. Podobie jest z dziećmi. Wszystkie te chwile, które dla nas wydają się małe, nieważne, frywolne dla naszych dzieci mogą być kamieniem milowym w ich rozwoju. Kiedy odepchniemy własne dziecko z jakiegoś błahego powodu nie możemy być pewni, że nie będzie to trzepot skrzydeł motyla, i gdzieś tam w dalszym życiu to właśnie odepchnięcie nie spowoduje prawdziwego huraganu w jego życiu. Wszystko jest ważne. Dosłownie.

Rozpisałem się trochę, a miało być o niedzielnych rodzicach.

No więc jest już rozpad tego czegoś co kiedyś nazywaliśmy związkiem a co stało się teraz dla nas tylko wspomnieniem (rzadko) lub z wolna pielęgnowaną niechęcią i nienawiścią (częściej).

Świat jest już tak zbudowany, że dziecko bardzo często zostaje z jednym z rodziców. No i właśnie tutaj pojawia się instytucja niedzielnego rodzica, której tak bardzo nie szanuję.
O ile w ramach jakiejś słownej lub pisemnej umowy rodzice umieją się porozumieć (dobra -  nie znam takich przypadków) i każde jednakowo chce mieć wpływ na rozwój dziecka - ustalają wspólne zasady na których będzie ich ten już nie związek, lecz rodzicielstwo funkcjonowało.
Niestety najczęściej jest tak, że to jedno z rodziców opiekuje się dzieckiem, a drugie spędza czas kiedy może, więc prawie nigdy.

Bardzo wygodnie jest być rodzicem na odległość, choć według mnie pojęcie rodzic uwzględnia osobę, która czynnie uczestniczy w życiu dziecka i pomaga w jego prawidłowym rozwoju. Jeśli pomoc w prawidłowym rozwoju ogranicza się tylko do zapłaty pieniążków co pewien określony czas i spędzenie kilku godzin w tygodniu, to bardzo ciężko jest mi nazwać taką osobę rodzicem. Rodzicielstwo na odległość Z WŁASNEGO WYBORU nie jest rodzicielstwem!
Nie umiem sobie wyobrazić sytuacji w której z własnej nieprzymuszonej woli rezygnuję z własnego syna. Chociaż dla niedzielnych rodziców zawsze będą powody, dla których nie można opiekować się dzieckiem. Praca, brak czasu, potrzeba dostosowania się do otaczającej rzeczywistości i ułożenia sobie świata na nowo. No właśnie - SOBIE. JA, MI, MNIE, MOJE. Nie MY, NAS, NASZE. Bycie noedzielny rodzicem jest bardzo łatwe i bodajże można zawsze niepowodzenia przypisać drugiemu rodzicowi, króry opiekuje się dzieckiem na co dzień.
Rodzicielstwo jest zbudowane z milionów małych chwil. Wspólnych wypadów gdzieś do parku, wspólnego odkrywania świata, wspólnych nieprzespanych godzin, kiedy dziecko budzi się w środku nocy, bo ma gorączkę i boli je główka, lub ma zły sen. Tych chwil, kiedy Twoje dziecko robi coś po raz pierwszy a ty jesteś obok niego i pamiętasz ten moment do końca swojego życia...
Dla mnie mój syn jest inspiracją mojego życia i tak pozostanie (do momentu aż pojawi się dziecko numer 2, wtedy będę podwójnie zainspirowany :-)
Umiem zrozumieć, że nie wszyscy rodzice mają ten przywilej, że mogą mieszkać ze swoim dzieckiem, ale doprawdy nie umiem zrozumieć rodziców, którzy dobrowolnie rezygnują ze swoich dzieci. Jest takie angielskie powiedzenie "Karma is bitch". Może się okazać kiedyś, że kiedy swoich dzieci potrzebować będziecie najbardziej one potraktują was w ten sam sposób.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Chwile

Dochodzimy czasem do momentu zwrotnego. Gdzie on się znajduje wie każdy nas. Nagle pewnego dnia w wysokie tony naszego jestestwa uderzy świa...